Spis listów

List-66     List do Wojciecha Wasiutyńskiego     1940-02-09


9/II

    Drogi Panie Wojciechu. Śladem innych przepadł Pan bez wieści w Paryżu. Bardzo proszę o informację czy i kiedy Pan wraca. Tak samo proszę o informację czy zorganizował Pan kolportaż swojej broszury we Francji t. j. ile egzemplarzy i gdzie trzeba przesłać. Rumunię zrobię sam, na Węgrzech prosiłem Winiewicza. Będę miał możność pchnięcia do kraju niezbyt dużo, ale zawsze. Druk się opóźnił z powodu kłopotów z drukarnią – ale powinna być już gotowa za 10 dni – bez wiadomości od Pana nie mogę ustalić nakładu. Poza tym b. proszę o reportaż z Angers, reportaże wojskowe i korespondencje dla „Kuriera”. To ma dla nas ogromne znaczenie, a nie możemy się Str.[ońskiego] doprosić o wyznaczenie korespondenta. Będę wdzięczny jeśli Pan potraktuje tę sprawę jako pilną. Gdyby Pan wracał to proszę znaleźć następcę. Frąckiewcz dał mi jeszcze list do kraju, który wysłałem, wiem, że został doręczony. Bardzo się z tego cieszę. Za mniej więcej 2 tygodnie będę miał murowaną okazję do W-wy. Tak pewną, że wszystko będzie można napisać, ew. przesłać szyfr. Jeśli Pan więc nadeśle mi to wyekspediuję. Proszę to traktować jako ściśle poufne. Najwyżej paru osobom pewnym i dyskretnym można o tym wspomnieć. Mogą być maksimum 3 listy. Nawet grube. Z moim przyjazdem są kpiny, gdyż nie mogę dostać wizy. Wydać mimo wezwania jestem „niebłagonadiożny”. Machnąłem więc ręką i mam inne plany, które się łączą zresztą z tym cośmy mówili w Bukareszcie.
    W Paryżu narasta jakaś intryga przeciw memu pryncypałowi. Bardzo będę wdzięczny jeśli Pan zmobilizuje swych przyjaciół i zawiadomi Ciołkosza. Miał jechać do Paryża, ale mu odmówili pozwolenia. Sądzę, że Pan podziela moją opinię o nim i zajmie się tym jak ja. Uważam jego przyjazd do Paryża dla wyjaśnienia masy spraw zasadniczych za niezmiernie pilny. Proszę o wspomnienie o tym Kazimierzowi. Tu się kładzie wszystko, robotę na kraj w pierwszym rzędzie. Sytuacja jest niepomyślna a możliwości b. duże. Jaki jest obraz polityczny?

    Serdeczny uścisk dłoni. Od Tatiany pozdrowienia
    Jerzy Giedroyć


    Odpowiedź Wojciecha Wasiutyńskiego na list nr 66. Jerzy Giedroyć odniósł się do niej w liście 74.

    Wojciech Wasiutyński do Jerzego Giedroycia
    (prawdopodobnie luty 1940)

    Drogi Panie Jerzy, ponieważ perspektywa rozmowy osobistej odsuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość, ryzykuję napisanie obszernego listu. Sytuacja jest istotnie może nawet gorsza niż sądziliśmy z daleka. Panuje tu idealna równowaga przy temperaturze zera absolutnego, w której nic się nie może dziać. Wszyscy mogą wszystkim wszystko uniemożliwić, nikt nie może nic zrobić bez uzgodnienia z wszystkimi innymi, a idealna zgoda istnieje tylko w tych sprawach, w których nic nie można zrobić, lub które już ktoś zrobił. Można tu liczyć nie na jakichkolwiek ludzi, ale na szczęśliwe przypadki.
    Towarzysz polowań Słonia nie ma żadnych możliwości działania ponieważ, raz – odstawili go, a dwa – sam się otoczył idiotami, a trzy – był swoim zwyczajem ultra-konspiracyjny, przez co zrobiono z niego szefa całej sanacji i tu w to wierzą. Nie ma on już działu politycznego, który prowadzi z ramienia Kota Jan Tab., lecz tylko wykonawczo-techniczno-militarny, i w tym zakresie mógłby sam Pana mianować – teoretycznie, bo praktycznie będzie się pewnie obawiał zarzutu sanacyjności.
    Słonia boi się potwornie Kot, nie wiem czemu, ale [to] zwierzę robi i przeciwdziałać trudno, bo Zaleski i Graliński są pod jego młotkiem. Ja tu przez miesiąc forsowałem swój projekt jeszcze dalej idący od naszych projektów rumuńskich, dawałem pierwszorzędnych i jedynych w swoich fachach ludzi, plan realny, częściowo środki nawet, co ciekawsze zdołałem doprowadzić do tego, że obaj panowie S zgodzili się, nawet już ludzi posprowadzali i… nic. Gorliwi poplecznicy (z przykrością stwierdzam, że głównie poplecznicy towarzysze polowań) uniemożliwili wszystko. Sądzę, że po prostu bili się o swoje posady. Wobec tego drugi marzec pobytu zmarnowałem, ale, i to mnie m.in. tu trzyma, jeszcze nie skapitulowałem i dopóki będzie jedna szansa na tysiąc, będę próbował, bo to rzecz ogromnej wagi. Pozostałe sprawy, które mnie tu trzymają, są: chęć stworzenia stanowiska ideowego, co jest w pewnym studium możliwe tylko stąd, bo tylko tu spotyka się wszystkich ludzi i tu zaczynają oni rozumieć, dalej urządzenie sobie regularnej komunikacji z Warszawa, czego od was nie zrobię i wreszcie opracowanie południowo-środkowej Europy dla Kajtusia, czego się podjąłem; a do czego źródła mam tylko tu. Z tych względów będę tu w każdym razie jeszcze przez jakieś dwa miesiące. Co do „potem” mam parę projektów, ale jeszcze za wcześnie pisać. Z kraju wiadomości mimo wszystko dobre. Żadnego śladu oddziaływania rządu, ale robią sami i rozsądniej niż z początku, widziałem nawet regularną gazetę z Poznania. Na ogół zgadzają się moje wiadomości z tym, co Pan wspomina o sytuacji tam. Te szalejące sześćdziesięciolatki zupełnie sobie z tego wszystkiego nie zdają sprawy, bawią się w rok 1919. Pisałem do o. Innocentego, żeby spróbował namówić tam na wydawanie światopoglądowego miesięcznika katolickiego pod swoją redakcją. Tu powstanie niedługo ideowy miesięcznik nar-dem., na który będę miał pewien wpływ, niestety nie decydujący. „Słowo” jest straszne, głupie i nieodpowiedzialne. Zresztą nie chodzi przecież o pyskówki ani o to, ze Mackiewicz [nie winien?] klęski, bo kogo to obchodzi. Do Bukaresztu wrócę, jeżeli za dwa miesiące nie powiodą się moje plany A i B, bo to jest C. Seyda i Stroński nic mi nie zrobią, bo nie potrafią nawet tego, ale jakośbym to może przeparł, tylko teraz nie mogę, ledwie się podjąwszy jednego. Proszę pozdrowić Kisielewskiego. Co do Wróbla, to podobno jak go się wyciągnie z obozu, to Seyda go [...] do Paryża). Gdybym miał wracać, będą kłopoty z wizą, czy list do Fundrowicza? nie byłby wówczas możliwy, bo Wraga nie przywiózł wtedy.
    Reportażu z Angers nie zrobię – byłem tam raz przez pół dnia, zresztą nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele samozaparcia – i tak dużo musiałem się wysilać, by nie iść w ślady Adolfa, plunąwszy na wszystko. Co do korespondencji, mógłbym pisać, ale nie częściej niż raz na tydzień, czasem mógłby to być reportaż.
    Dziękuję bardzo za listy z Kraju. Niestety pierwszy ten z końca ub. roku do dnia 4 II nie doszedł. Pozwalam sobie załączyć znowu teraz jakiś. Miałem wiadomość, że żona urodziła mi syna, ale jestem trochę niespokojny, bo to było przedwcześnie, a ona miała zaatakowane serce, przytym mrozy, a dalszych wiadomości nie otrzymałem, obawiam się, czy nie z winy Ulatowskiego, który zamiast wysłać do niej list właściwy, wysłał mój list do niego pisany – ludzie bywają niekiedy dziwni.
    W sprawie przyjazdu Słonia, będę robił, co będę mógł, ale sam Pan się orientuje, jak ograniczone mam możliwości – nie mam nikogo ani w prezydium ani w MSZ ani [poślednim?], muszę tłumaczyć długo, dlaczego, mając przeciw sobie nieufność i lenistwo. Broszura moja (drugi egzemplarz maszynopisu) leżała dwa tygodnie u jednego dygnitarza propagandy, miesiąc u drugiego, dwa tygodnie u wydawcy „Głosu P.” Wszyscy jej się boją, choć chwalą, dyskusji nie mają odwagi zacząć, [...] że za wcześnie, że Niemcy itp. Prosiłbym 250 egz. [wrzucić?] na Francję, pozatem 50 do Włoch, pod adresem: Włodzimierz Sznarbachowski, Roma, Via Ovidio 32, Casa Assettati. Ja tu będę mógł kolportować tylko prywatnie, bo nawet moja partia będzie miała obiekcje z powodu ukraińskiego. Moje wyznanie wiary jest takie: trzeba znaleźć i przygotować kadrę ludzi zdolnych do rządzenia Polską z pośród młodych, nie przesądzając jeszcze spraw organizacyjnych, trzeba armii (czego ja nie zrobię) i trzeba wpłynąć na właściwe ukształtowanie Europy środkowej i wschodniej. Pierwsze i trzecie w pewnym małym zakresie mogę tu zrobić i dlatego siedzę. Pierwszego i drugiego najważniejsza część jest w Kraju i dopóki mam [ambicję?] na to oddziaływać, także siedzę. Co do sytuacji ogólnej, to alianci mają nadzieję, że uda im się wojnę odwlec do przyszłego roku, z Finlandii już zrezygnowali.
    Przepraszam za chaotyczność. Proszę najserdeczniej pozdrowić Tatianę.

    Uścisk dłoni
    W. Wasiutyński