Zdjęcie
Jerzy Giedroyc / Sygn. min000
© INSTYTUT LITERACKI

Jak Redaktor obchodził swoje urodziny?


ANNA BERNHARDT

Jerzy Giedroyc

Redaktor
né le 27 juillet 1906 à Minsk
mort le 14 septembre 2000 à Maisons-Laffitte
Pseudonim: Redaktor, Jerzy Giedroyc

Józef Czapski

Pisarz, Publicysta, Artysta
né le 3 avril 1896 à Prague
mort le 12 janvier 1993 à Maisons-Laffitte
Pseudonim: Marek Sienny, J. Cz., Józef Czapski


W agendach Henryka Giedroycia skrupulatnie, co roku pod datą 27 lipca, odnotowane są "urodziny Jurka" lub "urodziny Jerzego". Zapewne młodszy brat składał mu wtedy życzenia, ale prezenty wręczał na imieniny. Czy Jerzy Giedroyc pamiętał o swych urodzinach? jak je obchodził? Zapiski w zachowanych agendach świadczą o tym, że po prostu pracował, załatwiał sprawy, spotykał się z ludźmi. W swe czterdzieste urodziny o 9:30 był na odprawie u generała Andersa. A w późniejszych czasach, już w Maisons-Laffitte, wydaje się, że jego dzień wyglądał ... jak codzień, czyli załatwiał sprawy wydawnicze i siedział przy maszynie do pisania. W domu panowała względna cisza, jeżeli Hertzowie byli na wakacjach, numer podwójny rozesłany, można było odrabiać zaległości, przygotowywać kolejne numery.

Oto kilka listów Jerzego Giedroycia z datą 27 lipca:

Jerzy Giedroyc do Józefa Czapskiego

27 lipca [1954]

Kochany Józiu,

To rzeczywiście świństwo, że tak długo nie pisałem, ale znowu czuję się podle i ledwo łażę […] Nic specjalnego poza tym, że ciśnienie spadło poniżej 10-u […] Zresztą nic ciekawego nie było. Zamoyski zatelefonował dopiero wczoraj wieczorem, ale pytał się jedynie o Ciebie. Dopiero za trzecim telefonem […] o mnie. Rozmowa była sucha, pytał się czy mamy adwokata i jakiego, kiedy będą wypłacone pieniądze (bardzo coś płacze, że on musi wziąć pełną, osobistą odpowiedzialność. Powiedziałem mu o Boisgelin, co zrobiło pewne wrażenie. Najmniejszej ochoty, żeby się ze mną spotkać, najmniejszej aluzji do Andersa, etc. Prosił by w razie gdyby było coś nowego, by do niego telefonować czy pisać. Będzie w Paryżu we wrześniu. Dopytywał się, po coś [ty] wziął jego książkę o koniach z Lambertu. Uspokoił się na wiadomość o Jordanie i że Jordan miał mu przesłać pieniądze bezpośrednio. Może było lepiej by zaatakować jego pierwszy. Nie zrobiłem jednak tego, gdyż czułem, że mam nerwy zanadto na wierzchu i rozmowa by nie wyszła. No, trudno. O tyle żałuję, że chciałem go prosić o napisanie do Cittadini, a tak nie wiem jak do niej się dostać.

Od Jordana żadnej wiadomości jak dotąd. Dzwonił raz podniecony Zbyszek Morawski, że go będzie widział, co ma mówić, etc. Ale nie zatelefonował mimo obietnicy o rezultacie. Pewnie go nie widział.

By skończyć z mieszkaniem zostaje jeszcze opukanie różnych milionerów. Nie jest ich wiele: Cittadini? Nie wiem jak trafić. Czy czekać na Zamoyskiego.

Burr? Podobno Mysia Dziadulska jest doskonale z jej opiekunką [!]. Czy wiesz co o tym.

Czarnecki. Właściwie beznadziejny.

Są pomniejsze płotki jak Jerzy Potocki, Orłowscy (tych próbuję przez Stebelskiego). Ale to trzeba będzie odłożyć do Twego powrotu.

W każdym razie nasuwają się dwie rzeczy do przygotowania. Pierwsze jest to podziękowanie dotychczasowym ofiarodawcom i nie wyobrażam sobie, by ktoś inny mógł to zrobić dobrze, wzruszająco i ze smakiem poza Tobą. Druga sprawa, to jest apel do czytelników o pomoc. Wyobrażam to sobie jako rzecz dość programową, charakteryzującą naszą dotychczasową pracę i zamierzenia, stwierdzenie, że po ośmiu latach po raz pierwszy odwołujemy się do pomocy czytelników, gdyż idzie nam o stabilizację naszej roboty, która się rozrasta. Poza samym pismem są wydawnictwa książkowe, praca na kraj (to ostatnie wymaga dużej zręczności i ostrożności. Trzeba podkreślić najmocniej, że żadna praca wywiadu, że idzie o utrzymanie kontaktu i łączności kulturalnej, nie tylko obserwowanie, ale rozumienie zachodzących przemian i chęć znalezienia wspólnej syntezy, pomoc intelektualistom, etc. Wreszcie nasza biblioteka).

Samą karotę wyobrażam sobie jako wpłacenie jednorazowo extra prenumeraty rocznej w wysokości 10.000 fr[anków] (może 15?). Taki dobroczyńca będzie dostawał w zamian za to przez rok pismo na specjalnym lepszym papierze z osobistą dedykacją wydrukowaną na pierwszej stronie i z podaniem wysokości sumy jaką ofiarował. Nie widzę innej, lepszej formy. Będzie to zresztą rodzaj plebiscytu samej „Kultury”: oddźwięk będzie świadczył czy mamy i jaki ciężar gatunkowy. Tu też chciałbym zaapelować do Ciebie, byś to opracował. Czasu jest sporo, gdyż będzie to mi potrzebne na 15 sierpnia [1954] dopiero. Nie bardzo widzę kto to może zrobić. Uprzedzam lojalnie, że chcę o to prosić również Mieroszewskiego, gdyż może stronę „programową” zrobi precyzyjniej i będzie można to razem ew[entualnie] skomponować. Jak widzisz nie udaje mi się nie zakłócać Twego malowania.

Dzwonił D[ulles?], że rozmawiał z Vil. [?] (dla niego to zdaje się Pan Bóg) i by Vil. uprzedzić na 10 dni przed terminem, to poruszy M[inisterstwo] S[praw] Wew[nętrznych]. To myślę raczej wygląda dobrze.

   Z Pan[ufnikiem?] jest zupełna klapa. Zrobił się z tego obchód ghettowy „Dziennik” plus intelgence s[e]rv[ice] (co na to samo wychodzi) i nie ma to żadnego wydźwięku za granicą. Sytuacja jest tak zła, że aż Małcuż[yński] jest zaalarmowany. Odpisałem mu do[ść] złośliwie, że cały czas mu to wkładałem do głowy, ale bez skutku. Chętnie będę biegał, ale muszę mieć jakiś kontakt z Pan[ufnikiem], który do tej pory do niego się nie kwapi. Nie chcę stawać do licytacji z Kirkenem, Horką czy Wierzbiańskim i stwarzać wrażenie, że też chcę to dyskontować we „F[ree] E[urope]” czy innej. Rzeczywiście ten Londyn już nic nie potrafi zrobić. Nabokow już […brak tekstu] i bardzo się boję czy Kongres da się jeszcze dla Pan[ufnika] wykorzystać. Kot wyjechał dwa dni temu na Korsykę i wraca pod koniec miesiąca. Był dość nieprzytomny i właściwie nic z nim załatwić nie można było. Odpoczynek mu dobrze zrobi.

Przyjechał Zielicki, ale go jeszcze nie widziałem t[o] zn[aczy] widziałem, ale [nie rozmawiałem tak jest zajęty grzybkami, Nowakami, etc.

Do And[ersa] posłałem notatkę, ale jak dotąd śladu reakcji. Sądząc z „Orła [Białego]” będą robić jakieś talmudyczne interpretacje, które ośmieszą ich do reszty. Osobiście jestem zdecydowany sprawę postawić w n[ume]rze wrześniowym na ostrzu noża i k[ontynuować] właśnie dyskusję z Mieroszewskim. Za jakiś tydzień przyślę Ci odbitkę szczotkową, bo chcę Ci to pokazać jako, że sprawa jest tym razem poważna. Liczę na Twoje uwagi, dyskrecję i szybkie odesłanie.

Co do Mory to trudno mi powiedzieć cośkolwiek przed przeczytaniem. Jak mogę ten artykuł otrzymać? Czy czekać Jeleńskiego?

Co do P[aul] Moranda to zupełnie się z Tobą zgadzam w ocenie książki. Nie myślę jednak, by ocena Kota była taka entuzjastyczna. „[L]’Eté” wbrew Miłoszowi uważam za bardzo słabe i dlatego drukowałem w swoim czasie z zachwytem krytykę Kota. Wolałbym do tego nie wracać. Nawet biorąc pod uwagę „wypacanie” przez ciebie słowa pisanego, to krótkie noty na marginesie lektury nie są tak rzeczą straszną chyba i polecam się mimo wszystko.

Z plotek - Miłosz wreszcie znalazł kompromis: książkę tłumaczy Jeanne do spółki z Vincenzem. Może to nie jest zła kombinacja. Specjalnie przy obecnej jego książce. Przy Zniewolonym umyśle nie byłbym tak pewien staruszka. Ale oni mu przefasonują książkę !!!

Z plotek to chyba wszystko. Tu zła pogoda. Staram się wypchnąć Zosię na urlop w tym tygodniu. Kończę wreszcie tom Łobodowskiego, który sprawia mi dużo przyjemności. Wypadnie chyba ładnie. Będzie gotów za 10 dn[i].

Ściskam Cię i liczę na genialne teksty.

[Jerzy]

Do Józefa Czapskiego

27 VII [1956]

Kochany Józiu,

Dziękuję za list i odsyłam przesłane materiały. Odpowiadam po kolei.

Sprawę katyńską proponowałem Ci jedynie ze względów finansowych (jeśli w ogóle z tego coś wyjdzie). Myślę, że bez specjalnego kłopotu będę mógł to rozwiązać inaczej.

Co do Wańkowicza to jedyne co mam do skrytykowania Twojej odpowiedzi, że jest za miękka. „F[ree] E[urope]” jest niesłychanie ciekawym zjawiskiem, które demaskuje polską skłonność narodową do agenturostwa i nasze żebractwo. Każdy chce te dolary dostać lub zachować. Wiesz, że tej instytucji nie lubię. Ale w wypadku Wańkowicza zachowała się więcej niż w porządku. Ostatecznie jest to instytucja propagandowa, która daje pieniądze po to, by realizowano jej postulaty. Mieli więc całkowicie prawo cofnąć Wańkowiczowi zarówno bilet jak i stypendium. I tak uważam, że znaleźli się bardzo przyzwoicie, proponując mu stałą posadę w desku [biurko] w New Yorku. Trudno: za wszystko się płaci, a przede wszystkim za niezależność.

Robisz porównania z Jantą. Przede wszystkim Janta nigdy nie pretendował do wodzostwa dusz ani nauczyciela narodu. Całe życie był reportażystą. Najwyżej jeśli miał nieusprawiedliwione ambicje, to do tytułu poety. Do znudzenia podkreślam różnicę jaka istnieje na całym świecie z wyjątkiem Polski między dziennikarzem a pisarzem czy publicystą. Nie należy tych rzeczy mieszać. Dziennikarz ma prawo, a nawet obowiązek rozmawiać choćby z bezpieką czy Ochabem, etc. Publicysta tego robić nie może. To jest znakomicie rozumiane we Francji. Może sobie przypominasz wypadek sprzed paru miesięcy jak policja chciała się czepiać dziennikarza, który w Algierze rozmawiał z przywódcami fellghow? Musieli dać spokój, bo cała prasa stanęła w jego obronie. Raymond Aron tego zrobić by nie mógł. Za przekonania się, płaci tak jak płacił Brasillach czy Drieu. O redaktorze „[Le] Matin” nawet się tak bardzo nie mówiło.

Nie mam nic przeciwko temu, by Wańkowicz wrócił do kraju. Nie widzę co mógłby pożytecznego robić na emigracji. W świat amerykański nie umiał wejść, jego w zasadzie ciekawy pomysł epopei polonijnej został zwichnięty właśnie przez „króloduchostwo”. Lepiej by opisywał nowe copy. To też będzie pożyteczne tym bardziej, że reportaż w kraju stoi na niskim poziomie.

Teraz co do Kongresu Wierzbiańskiego. Znasz moje zdanie i nie ma powodu się powtarzać. Ja uzależniłem udział „Kultury” od całego szeregu postulatów natury obiektywnej, a nie klikowej. To nie zostało dotrzymane, więc się wycofałem. Wycofało się (bez najmniejszej sugestii z mojej strony, a jeśli idzie o nielicznych zamorskich, to wbrew niej) wszystko do czego mogłem mieć zaufanie czy szacunek. Zostaje tylko element całkowicie jednolity spod znaku Wragi. O klimacie świadczy list do redakcji Kowalewskiego, który wczoraj dostałem, a którego odpis Ci przysyłam.

Ma się rozumieć ustaliliśmy, że każdy ma wolną rękę w działaniu. Dlatego ponieważ czujesz się związany obietnicą wobec Morawskiego, bynajmniej Cię nie forsuję do zmiany stanowiska. Chciałbym tylko byś się nie łudził, że Twój udział będzie pożyteczny, a co najmniej nieszkodliwy. Będzie szkodliwy, gdyż będziesz parawanem dla całego towarzystwa, który ma dać świadectwo niezorientowanym, że to naprawdę jest przyzwoita robota. Linia podziału już jest i stale się poszerza. Ja już wybrałem.

Obecnie bawi w Londynie Zaremba, dyrektor centr[alnego] urzędu wydawn[iczego] w W[arsza]wie. Pokumał się już ze Świderskim i planuje założenie w Londynie wielkiej księgarni i wielkiego domu wydawniczego. Zapowiada płacenie 500 funtów od tomu. Nowakowski zapowiedział contrakcję, etc. Na to Zaremba był u niego i zaproponował wydanie mu wszystkich jego rzeczy (czterech zdaje się) płacąc po 400 funtów. Wobec tego Nowakowski zamierza swój wniosek zmodyfikować w tym sensie, że można zgadzać się na przedruki przedwojenne.

W ten sposób Nowakowski będzie miał ponad półtora tysiąca funtów, zachowaną pensję w „F[ree] E[urope]” i „Dzienniku Polskim” oraz reputację „dzwonu Zygmunta”, a Sito, który w [19]39 roku miał trzy lata, będzie zdrajcą, jeśli wyda tom wierszy w „Czytelniku”. Nowakowski jest zaś czołową postacią Kongresu. Nie upierajmy się przy słowie dekalog. Używam go w sensie czysto roboczym. Sytuacja jest płynna i taktyka jest płynna. Co zaś jest stałe to kontakt i pomoc krajowi, wykorzystanie każdej koniunktury na liberalizację stosunków, uzdrowienie struktury społeczno-ekonomicznej i wychowanie społeczeństwa, by nie było po Ochabie społeczeństwem J. Kowalewskich.

Pankowski przysłał mi niezmiernie ciekawy list Żukrowskiego. Ponieważ nie miałem sił zrobić więcej odbitek, więc Kot przyśle Ci ten odpis, który mu dziś daję, a Ty go po przeczytaniu odeślij do mnie.

Ściskam Cię

[Jerzy]

Do Józefa Czapskiego

Dopisek do listu z 26 lipca

27 VII [19]72

Zwracam Ci list Nowaka. Nie mogę powiedzieć by mnie przekonał jeśli idzie o stosunek Nowaka do mnie i „K[ultury]”. Podejrzewanie mnie o zawiść jest śmieszne – czego mam mu zazdrościć? Posady? On swego czasu miał obsesję, że poluję na jego stanowisko, a jak mu to wreszcie przeszło, to uważa mnie za niebezpiecznego rywala do „wodzostwa” nad narodem. Dosyć jest śmieszne podejrzewać mnie o takie aspiracje. Od początku powstania „F[ree] E[urope]”, kiedy jeszcze dość często jeździłem do Niemiec próbowałem go przekonać (bo zawsze mam niezdrową skłonność do dawania nieproszony rad), że „F[ree] E[urope]” powinno stać się ośrodkiem politycznym samodzielnym. Bardzo wtedy odrzucał zasłaniając się Londynem. Podrzuciłem mu Straszewicza czy Gombrowicza. Straszewicza zmarnował, przed Gombrowiczem się bronił i pod batami zamawiał u niego jakieś pogadanki, by potem jak Gombrowicz stał się wielki wydusić od niego czułe podziękowanie za pomoc, umieszczone w prasie londyńskiej. Bezskutecznie próbowałem mu wytłumaczyć, że nie ma sensu robić tej dzikiej nagonki na J[ózefa] Mackiewicza, że lepiej wyjaśnić tę dość podejrzaną historię z jego wyrokiem śmierci. Bez skutku. Wiesz dobrze, że zerwał przez pewien  czas z „Wiadomościami”, gdyż one go drukowały.

W swoim czasie żona Kozłowskiego z Monachium szukała posady maszynistki, gdyż byli w ciężkich warunkach, a „F[ree] E[urope]” poszukiwała maszynistek. Kozłowska zdała egzamin, była zaaprobowana przez Amerykanów, Nowak odrzucił, bo Kozłowski był w Brygadzie Świętokrzyskiej (po wojnie notabene). Rękopisy Bieńkowskiego i Stalińskiego (niektóre) były wysyłane przez okazje z kraju do „F[ree] E[urope]” z prośbą by mnie przekazać. Te rękopisy co prawda mi przysłał, ale podkreślał i podkreśla, że były przysłane do niego i że to była jego dobra wola i uprzejmość, że mnie, a nie komu innemu dał do druku. Jak wydałem „List do emigranta”, to osobiście mu dałem odbitki szczotkowe książki uważając ją za b[ardzo] ważną.

Wywołało to z jego strony reakcję, że książka była napisana na moje zamówienie przez Amerykanów, to trzeba podać konkretnie przez kogo, bo to jest inaczej oszczerstwo. Ta aluzja była robiona przez niego nie tylko ostatnio, ale również przedtem w prasie londyńskiej. Jak go spotkałem u Sabbata (na prośbę Sabbata) odmówił odwołania tego i podania szczegółów. Jeśli dostawałem od kogoś pieniądze, to nigdy źródeł nie ukrywałem. Przez te dwadzieścia lat istnienia „F[ree] E[urope]” nie było wypadku by przy ważniejszych wydarzeniach (zamknięcie „Po prostu”, wydarzenia grudniowe) przyszło mu kiedykolwiek do głowy przedyskutowanie ze mną sytuacji. Ani razu. Każdy numer „K[ultury]” jest niewątpliwie omawiany jak każde pismo emigracyjne. Nie znam wypadku by był czytany w radio jakiś nasz artykuł programowy (nie mówię o książkach). Rzeczywiście „procesowi taterników” radio poświęciło dużo miejsca. Było to przyzwoicie. Ale co to za personalna łaska? To chyba należało do obowiązków radia. Proces był jednym z głośniejszych. Nie ma sensu się pieniaczyć. Jeśli zajmowałem się radiem to ze względu na jego rolę w Polsce. Nie atakowałem radia, nie wzywałem do likwidacji, wręcz przeciwnie – krytyka była zawsze krytyką konstruktywną.

Jak chore są te ambicje, to przecież widziałeś w „Wiadomościach” artykuł Garlińskiego zestawiający radio z rządem polskim w okresie wojny.

Nie jest zadaniem radia cenzurowanie emigracji. Dla mnie wszystkie ośrodki emigracyjne są niepoważne, ale dlaczego radio popierało jedynie Zjednoczenie bojkotując Zaleskiego czy Ośrodek Str[onnictwa] Demokr[atycznego]. Ani mniej, ani więcej poważne.

Załączam Ci fragment listu Mieroszewskiego na temat jego współpracy.

Jeśli idzie o ten list z kraju, to jeśli chcesz to napisz mu o nim. Tego listu nie zamierzam drukować. Posłałem jedynie do wiadomości Ciołkoszowi, na którego autorka się powołuje i dałem Tobie, Gustawowi i Mieroszewskiemu do poufnej wiadomości.

Zdaję sobie sprawę, że mam nieznośny charakter, choć myślę, że gdyby nie ten charakter, to nie byłoby „K[ultury]”, albo byłaby zupełnie inna. Mam wrażenie, że umiem oddzielać sympatie i antypatie osobiste od roboty. I zgodzisz się, że nie jest zbyt wielu ludzi, z którymi przestałem współpracować i że trzeba było naprawdę bardzo dużo, by mnie do tej decyzji doprowadzić. W stanie obecnym nie zamierzam w ogóle poruszać spraw związanych z „F[ree] E[urope]” i w ogóle nie chcę mieć z nimi czy z Nowakiem do czynienia.

Co do posłania listu miałbym jedyne zastrzeżenie, że on go na pewno zna, bo jestem przekonany, że Ciołkosz mu go z miejsca posłał. Może więc najpierw sprawdź, czy go dostał.

Pogoda u nas pod psem. Zrobiło się zimno. W ogóle to jakiś koniec świata.

Jak zdrowie Maryni? Mam nadzieję, że lepiej.

             Ściskam Cię

                        Jerzy

Do Józefa Czapskiego

27 VII [19]74

Mój Drogi

Dowiedziałem się dziś z „Dziennika Polskiego”, że umarł Auberon. Nie mam żadnych szczegółów.

Intrygowałem z radio „Liberty”, by zorganizować „międzynarodowy” table ronde na temat „Listu otwartego” Sołżenicyna. Zdaje się, że na to idą i prosili o kandydatury: wysunąłem Ciebie, Grudzińskiego (tylko on ohydnie mówi po rosyjsku), Osadczuka, o Maksimowa. Mam nadzieję, że nie odmówisz.

Redaktor „Contrepoint” za pośrednictwem Al[eksandra] Smolara prosił o sugestie, co można by przełożyć Miłosza. Poradziłem: „Ogród nauk”.

             Ściskam Cię

                                   [Jerzy]

Do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego:

Maisons-Laffitte, 27 lipca [19]71

Drogi Panie

Przesyłam do wiadomości list Józia. Do zwrotu. Bez komentarza.

Przesyłam fotokopię listu Kołakowskiego. Też bez komentarza.

Miałem list od Weintrauba, który przyspiesza swój przyjazd do Paryża i będzie tu 3 sierpnia. Dość poczciwie napisał mi, że będzie sugerował kandydaturę Mier. do nagrody Jurzykowskich. Natomiast Librach (z którym się przyjaźnię) napisał mi ze szczerą brutalnością, że to nie ma żadnych szans.

Chciałbym zwrócić Pana uwagę na interesujący artykuł w „Kulturze” warsz. (nr z 4 lipca i 11 lipca) Stefana Kozickiego pt. Mały atlas anatomiczny pisarza polskiego. To artykuł b. ciekawy, który bardzo się nadaje, by na jego marginesie dać ocenę „środowiska”. Znajdzie Pan teksty w nasłuchach FE. Proszę o wia- domość, czy mogę na to liczyć.

Załączam materiały od Dedeciusa. Załączam również fotokopię z „Relazioni” z rozmowy z Iwaszkiewiczem. Jest tu przejazdem z całą 5-osobową rodziną ipko-Lipczyńska, bardzo miła i kulturalna, która dość wzruszająco pokajała się za „Biuletyn Socjalisty”. Ciekawe, że był właśnie niedawno Krzeczkowski z Sztokholmu. Straszliwie pluł na „Kulturę”. Mier. zdecydowałem się zafundować dyktafon, by mu ułatwić readaptację. Podle się czuję i żyć mi się nie chce.

Serdeczności Jerzy G.

Do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego:

Maisons-Laffitte, 27 lipca [19]71

Nie pamiętam, czy Panu mówiłem, że doszły nas wiadomości, że Iłłakowiczówna jest w b. ciężkich warunkach materialnych. Jej przyjaciółka p. Kulmowa sugerowała przyznanie jej nagrody, gdyż Iłła jest b. dumna i kategorycznie odmawia jakiejkolwiek pomocy. Mówiłem jej, że nie mam wpływu na żadne nagrody i najwyżej możemy dać jej nagrodę „K.”. Tylko że to jest wiadomo co... Miała się jej zapytać. Dziś właśnie dostaliśmy wiadomość, że Iłła się zgadza. Ponieważ jest okazja, więc jej przekazuję 1000 fr. Prośba do Pana, czy mógłby Pan zrobić krótką notę o niej i uzasadnić nagrodę. Ma się rozumieć, trzeba to ująć jako nagrodę za całość twórczości. Nie pamiętam, czy ma Pan Słownik współczesnych pisarzy polskich. Na wszelki wypadek załączam fotokopię. Bardzo liczę, że Pan nie odmówi.

Najlepsze pozdrowienia

Jerzy G.

Jeszcze kilka spraw. Załączam fotokopię listu Landaua. Cieszę się, że Płomienie chwytają. Może uda się wreszcie „odkryć” i Brzozowskiego. Chcę Landauowi podrzucić jeszcze Rembeka Wyrok na Franciszka Kłosa. To też książka do odkrycia.

 

Do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego:

Maisons-Laffitte, 27 lipca [19]74

Drogi Panie

Wyintrygowałem, że Liberty zrobi „table ronde” na temat listu otwartego Soł- 1340 żenicyna i artykułu N.N. w lipcowej „K.”. Ponieważ prosili o sugestie co do nazwisk, więc podałem Pana, Józia, Osadczuka i Maksimowa. Mam nadzieję, że Pan się na to zgodzi.

Bardzo mnie Pan zmartwił niechętnym stosunkiem do Wirpszy. Mam wra- żenie, że jest Pan za surowy. Na temat jubileuszów to widzę tu Pana oderwanie się od „polskości londyńskiej”: przecież ta to się święci z niebywałym zapałem. W każdym razie może mi Pan te wiersze zaraz odeśle.

Widzę, że Pan jest wytrwały w uczuciach, licząc ciągle na Brusa. Z tegoco wiem od Smolara i Kołakowskiego, on ciągle ma jakieś projekty powrotu i wobec tego jest aż przesadnie ostrożny. Jasne, że nigdy nic nie da do druku. 1350 Co do krytyki lipcowej „K.”, to z pokorą przyjmuję ocenę Nowakowskiego: sam poniewczasie tego żałuję. Natomiast zaskakuje mnie krytyka Brońskiego i Mie- roszewskiego. Uważam te artykuły za doskonałe.

Wolałbym dziennik dostać przed 15-ym sierpnia. Nr wrześniowy muszę wydać wcześniej. A jak wyglądają moje inne prośby?

Przesyłam Panu wywiad Liberty z Galiczem, może się Panu przyda do prasy włoskiej, rękopis do oceny i na pocieszenie felietony wakacyjne Bouvarda o Włoszech.

Artykułu N.N. nie przewiduję w nrze ros. „K.”, gdyż dałem go Maksimowowi do 1-go nru jego pisma, które ma się już niedługo ukazać (koniec sierpnia, początek września).

Z „Dziennika Polskiego” dowiedziałem się o niespodziewanej śmierci Auberona. Szkoda tej kolorowej postaci.

Mam nadzieję, że Gułagi (dwie przesyłki) wreszcie do Pana dotarły.

Najlepsze pozdrowienia

Jerzy G.

Do Stefana Kisielewskiego:

27 lipca 84

Drogi Panie Stefanie. Załączam fragment listu Bonieckiego, który dotyczy Pana. Może zechce mu Pan odpisać za moim pośrednictwem.

Cierpliwie czekam na odpowiedź w sprawach które poruszyłem w ostatnim liście.

                     Pozdrowienia

                        [Jerzy Giedroyc]

Do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego:

Maisons-Laffitte, 27 lipca 1988

Mój Drogi,

Przysyłam Ci paczkę materiałów, które wydają mi się ciekawe, ale przede 560 wszystkim przesyłam kopię raportu z sześciu spotkań Hopkinsa ze Stalinem w Moskwie. Niestety, nie znam angielskiego, więc moja prośba, byś to zechciał przeczytać i może pozakreślać te ustępy, które warto przetłumaczyć i zamieścić w „Zeszytach Historycznych”. Zupełnie wystarczy, jeśli to przywieziesz z sobą do Maisons-Laffitte. W materiałach przesyłam list Głogoczowskiego, który mnie namawia do przyjechania do kraju z wizytą; bardzo mnie ten list ubawił. Załączam również list, czy artykulik, Małgorzaty Dziewięckiej, który zrobił na mnie duże wrażenie. Nie jestem pewien, czy ograniczyć się jedynie do wysłania go Grażynie, by wykorzystała w ankiecie, czy też zamieścić w „Kulturze”.

Ściskam Cię
Jerzy

PS O Strzeleckim napisze Leszek Kołakowski, sam to zresztą zaproponował. Wraca do Europy w połowie sierpnia.

Do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego :

Maisons-Laffitte, 27 lipca 1993 r.

Mój Drogi,

Właśnie dostałem Twój fax. Załączam korektę̨ dziennika, a osobno wysyłam pakiet z materiałami do oceny i z ważniejszymi wycinkami.

Rzeczywiście wszystko się̨ wali, rosnące niebezpieczeństwo na Wschodzie, rozkładanie wojska i administracji — można wyliczać́ w nieskończoność́, a tymczasem pochówki Sikorskiego i Mościckiego zajmują̨ pierwsze strony — najgorsze, że nie ma z kim rzeczywiście rozmawiać́. Cóż z tego, że nas czytają̨, ale to nie ma żadnego wpływu.

Ściskam Cię̨,

Jerzy

PS W przyszłym roku będzie 50-lecie Powstania Warszawskiego. Zastanawiam się̨, czy nie warto z tej okazji zrobić́ numer specjalny — liczę̨ na Twoje sugestie.

Do Janusza Zawodnego:

27 lipca 1993 r.

Drogi Panie,

Zabił mi Pan prawdziwego ćwieka, sugerując specjalny numer „Kultury” czy „Zeszytów Historycznych” poświęcony pięćdziesięcioleciu Powstania. Niewątpliwie trzeba to będzie zrobić, choć to jest bardzo trudne. Druga Pana sugestia jest dla mnie nie do przyjęcia – zakrawałoby to już na daleko posuniętą megalomanię. W pewnym sensie to będzie załatwione przez projektowaną serię Archiwum „Kultury”, zapewne w wydaniu Czytelnika. Na pierwszy ogień idzie moja korespondencja z Gombrowiczem, która powinna się ukazać pod koniec br. Dalsze tomy będą obejmowały moją korespondencję z Mieroszewskim, Bobkowski i Czapskim. Dojdzie do tego kilka opracowań dotyczących „Kultury”, które robi parę osób. Nie wiem jeszcze, czy to będą pozycje wartościowe. W każdym razie całe to wydanie będzie pod moją kontrolą. Zazdroszczę Panu tak wspaniałych wakacji – marzyłbym o czymś podobnym.

Wiele serdeczności

[Jerzy Giedroyc]

Do Hanny Świderskiej:

27 lipca 1998 r.

Droga Pani,

Przepraszam, że odpisuję z tak dużym opóźnieniem, ale ostatnio mam bardzo trudny okres. Ma się rozumieć, jak najbardziej mi zależy na dalszych Pani rewelacjach z archiwów angielskich. Myślę, że warto pomyśleć o przygotowaniu takiej Pani książki o polskiej prasie emigracyjnej w Anglii, i jeżeli Pan nie ma nic przeciwko temu, to zajmę się znalezieniem wydawcy w kraju. Sam, niestety, nie mogę się tego podjąć, bo musiałem zrezygnować z wydawania książek, ograniczając się jedynie do „Kultury” i „Zeszytów Historycznych”. W kraju w dalszym ciągu bardzo się lekceważy dorobek emigracji, choć to się zaczyna zmieniać, specjalnie jeśli idzie o literaturę. Jest to tym dziwniejsze, że jednak dużo ludzi przyjeżdża do Londynu i studiuje u Suchcitza czy w Studium Polski Podziemnej. Czekam więc wiadomości od Pani, na co mogę liczyć w najbliższej przyszłości, i synopsis Pani ewentualnej książki.

Łączę najlepsze pozdrowienia

[Jerzy Giedroyc]

 

Pomiń sekcję linków społecznościowych Facebook Instagram Vimeo Powrót do sekcji linków społecznościowych
Powrót na początek strony