Giedroyc pisze do Hellera o swoim nowym pomyśle, czyli wydaniu antologii tekstów chińskich. Prosi o propozycje tekstów i sugeruje możliwość wydania zbioru jednocześnie po polsku i rosyjsku. Opowiada także o szale na „Archipelag GUŁag” Sołżenicyna, który rozchodzi się bardzo szybko, także w Polsce i Rosji. Prosi Hellera o pomoc przy uzyskaniu tekstu rosyjskiego drugiego tomu.
„Nie można osiągnąć wielkich celów jeśli się jednocześnie nie jest zdolnym do niezbędnych poświęceń. Najłatwiej wymagać poświęceń od innych”.
Sołżenicyn domaga się, by wycofać skargę przeciwko Deutsche Welle, i wspomina ciepło spotkanie i rozmowy z J. Czapskim i J. Giedroyciem.
"państwo rosyjskie jest nieprawym spadkobiercą kultury bizantyjskiej... jest kulturalnym bękartem" - snuje refleksje W. Wirpsza po lekturze listu otwartego Sołżenicyna.
Giedroyc dowiedziawszy się o manuskryptach Sołżenicyna (Archipelag i Gułag ?!!), które są podobno gdzieś na Zachodzie, próbuje je odnaleźć u rosyjskich przyjaciół.
"...choć nie żałuję, że porwałem się na polskie wydanie ["Gułagu"], to niewątpliwie skróci mi życie" - przyznaje Redaktor.
Giedroyc oskarżył Deutsche Welle o nadużycie praw do „Archipelagu GUŁag”, Sołżenicyn - niezorientowany w sprawie, posądzał go o chęć wzbogacenia się na tej sprawie. List poniższy jest wytłumaczeniem Redaktora.
Giedroyc proponuje Hellerowi (wraz z małżonką) przyjazd do Maisons-Laffitte, w celu omówienia planów i spotkania z Herlingiem-Grudzińskim. Ponawia propozycje tematów esejów z poprzedniego listu i prosi o pomoc przy tłumaczeniu na polski określeń gwarowych z książki Sołżenicyna.
Herling -Grudziński pisze o potrzebie stworzenia bibliografii rozumowej literatury łagrowej. Reszta listu poświęcona jest głównie sprawom publikacji i próbie wydostania praw wydawniczych do „Innego świata”. Nowe wydanie miałoby ukazać się z dodatkiem w postaci listu otwartego do Sołżenicyna.
„W naszej działalności postawiliśmy sobie trzy cele: walkę z totalitaryzmem i imperializmem sowieckim, dążenie do normalizacji stosunków między narodem polskim i rosyjskim, pomoc i poparcie dla aspiracji wyzwoleńczych narodów, które wchodzą w skład ZSSR. To ostatnie posiada według nas wyjątkowe, naglące znaczenie”.
„Jednocześnie przesyłam polski przekład »Archipelagu GUŁagu«. Uważam, co można bez przesady stwierdzić, że jest to przekład kongenialny. Myślę, że jest to jeden z lepszych przekładów Pana książki”.
„Wydaje mi się, że gdyby Zachód zamiast słuchać głosów Polaków, Czechów, Rosjan, Serbów, wschodnich Niemców, usłyszał Wschodnią Europę mówiącą jednym głosem i zrozumiał, że tak samo oceniamy rzeczywistość i podobnie patrzymy w przyszłość, to być może dojrzałby do zmiany albo naprawdę nie ma już żadnej nadziei (...)
Nieustannie w moich tekstach apeluję do rodaków, by porzucili przemoc w stosunku do sąsiadów, w ogóle, by porzucili tego typu rozwiązania”.
„Jeszcze w sprawie praw autorskich: dla Pańskiego wydawnictwa obowiązują te same zasady, co przy wydaniu II i III tomu, te same co dla wszystkich wschodnioeuropejskich wydawców czyli gratis – jednakże do dnia, w którym będzie Pan mógł egzekwować prawa autorskie w ojczyźnie. (Mam nadzieję, że wszyscy dożyjemy tego szczęśliwego dnia)”.
„...mam nadzieję, że znajdzie Pan czas w Zurychu, by porozmawiać z nami o innych sprawach. Ponieważ nie czuję się najlepiej, być może nie będę w stanie przyjechać i wtedy Czapski przyjedzie sam...”.
W załącznikach: szkic listu po polsku i oryginał po rosyjsku
"Emigracja ukraińska jest zaalarmowana rosnącą rusyfikacją Ukrainy i domaga się jakiejś wyraźnej deklaracji w sprawie niepodległości Ukrainy. Pomijając nacjonalizm ukraiński, bardzo silny jak u wszystkich młodych narodów, to ich nieufność jest o tyle usprawiedliwiona, że nawet w konstytucji stalinowskiej jest paragraf o samostanowieniu narodów, co jest zwykłym frazesem (...)
Z prawdziwym podziwem obserwuję Pana walkę, nie tylko jej odwagę, ale i sukcesy. Jest to wyjątkowy wypadek, by samotny człowiek mógł w takim stopniu wpłynąć w najbardziej niekorzystnej sytuacji na świecie na zmianę opinii publicznej, a ta zmiana da się już wyraźnie zaobserwować w Anglii i w Ameryce. Nie mówię już o oddźwięku jaki to wywołuje w Polsce. Tu też osiągnął Pan rzecz prawie niewiarygodną, gdyż przełamał Pan tak gwałtownie antyrosyjskie nastroje polskiej inteligencji, która zaczyna rozróżniać coraz bardziej naród rosyjski od ustroju sowieckiego i zaczyna coraz bardziej szukać kontaktu i współpracy z opozycją rosyjską w kraju i na emigracji".
"...wiele razy powtarzałem, że za „Archipelag" ja nie biorę pieniędzy od żadnego z wschodnioeuropejskich wydawnictw...
... Mam nadzieję, że wszystkie te nieprzyjemne nieporozumienia w żaden sposób nie wpłyną na nasze tak dobre stosunki...".
Giedroyc opisuje pomysły wykorzystania politycznego rosnących w siłę we wschodnioeuropejskich republikach ZSRR nacjonalizmów na rzecz osłabiania ustroju Rosji Radzieckiej. Ma nadzieję, że senator amerykański Stuart Symington - jeden z członków Komitetu Wykonawczego Rady Bezpieczeństwa Narodowego (Executive Committee of The National Security Council), czyli ciała doradczego powołanego przez prezydenta Kennedy'ego - rozpoznaje dobrze sytuację Sowietów. Pisze o konieczności opracowania historii białoruskiej i ukraińskiej. Zapowiada publikację książki o problematyce narodowościowej w ZSRR - książka Borysa Łewyćkiego Polityka narodowościowa w ZSRR w dobie Chruszczowa ukazała się jednak dopiero w 1965 r. Wysyła antologię pisarzy sowieckich We własnych oczach. Antologia współczesnej literatury sowieckiej, którą niedawno wydał Instytut Literacki - zawiera ona m.in. przedmowę pióra Herlinga-Grudzińskiego, a także teksty pióra Sołżenicyna czy Maksimowa. Przedpremierowo Giedroyc załącza odbitki tekstów z przygotowywanego właśnie numeru grudniowego Kultury (1963/12/194): Dwóm obliczom sowieckiej polityki narodowościowej Borysa Łewyćkiego towarzyszy "to, piszemy w tej sprawie" (czyli w sprawie Gombrowicza) - najprawdopodobniej chodzi o fragment Kroniki angielskiej Juliusza Mieroszewskiego, zatytułowany Gombrowicz w Berlinie.
W. Karpiński proponuje zorganizowanie międzynarodowej wystawy malarstwa J. Czapskiego i zwraca się do J. Giedroycia z prośbą o wsparcie:
"Lepszego symbolu niż Czapski dla duchowej – i faktycznej – wspólnoty europejskiej nie znajdą nie tylko Polacy ..."
Szanowny i Drogi Panie,
Myśl o międzynarodowej wystawie Czapskiego, o czym rozmawialiśmy i o czym pisałem do Pana, nie daje mi spokoju. Uprzytomniłem sobie z całą mocą rzeczy: 1. że taka wystawa jest możliwa, nadal jest czas na jej zorganizowanie; 2. że tylko taka wystawa jest realna, inne próby na małą skalę są już spóźnione, jeśli chciałoby się zdążyć na stulecie urodzin, nie będą miały siły przebicia, zostaną bez znaczenia; 3. że moment obecny jest wyjątkowo sprzyjający takiej wystawie, bo leży ona w interesie nie tylko ludzi, którym bliski jest Czapski czy Kultura, czy kultura polska, ale po prostu powinno na niej zależeć wszystkim, którym bliska jest myśl o duchowym zjednoczeniu Europy.
Lepszego symbolu niż Czapski dla duchowej – i faktycznej – wspólnoty europejskiej nie znajdą nie tylko Polacy (dla których jest symbolem emigracji, Katynia, związków polsko-francuskich, rosyjskich, austriackich, niemieckich, czeskich, białoruskich). Także Czesi (urodził się w Pradze; śpiewał z matką Gde domov mój; jego prastryj Leo Thun jest autorem prekursorskiej pracy o literaturze czeskiej ważnej dla ich narodowego odrodzenia). Także Austriacy i Niemcy (niemiecki był jego Muttersprache; niemieckie były niektóre z jego istotnych lektur, przyczynił się do ich promieniowania; choć żył w kręgu malarstwa francuskiego, to niemieccy ekspresjoniści – Beckmann – byli mu wyjątkowo bliscy). Także oczywiście Rosjanie (jego spotkania z elitą lepszej Rosji od Mereżkowskiego, Meyendorffa, Fiłozofowa przez rodzinę Nabokowych, Achmatową po Sołżenicyna; świadek Piotrogrodu w roku 1918; świadek Katynia, tego prawdziwego „kamienia węgielnego” stalinowskiej pojałtańskiej Europy: jej tworzenie rozpoczęło się od zerwania stosunków z rządem polskim, przy niemej zgodzie Zachodu, a jej koniec nastąpił w Warszawie, w Berlinie, w Pradze w 1989 roku, w Moskwie 1991 roku – i w sposób symboliczny w tym dniu, gdy Jelcyn przekazał Wałęsie dokumenty zawierające sowiecką decyzję o wymordowaniu polskiej elity, i gdy stary i już prawie zupełnie niewidzący człowiek w Maisons-Laffitte, którego życie naznaczone było tą sprawą i który stał się jej symbolem, wysłuchał tej wiadomości. I wreszcie Francuzi powinni zrozumieć, że w Czapskim mają wyjątkowego świadka (i bohatera) „promieniowania kultury francuskiej”, o którym tak dużo lubią mówić, lecz tak mało czynią, aby temu promieniowaniu sprzyjać czy po prostu je należycie uznać (Czapski mówiący w Rosji w Gułagu pod portretami Lenina i Stalina do polskich jeńców po francusku o Prouście, lepszego symbolu wielkości francuskiej kultury nie znajdą).
Dla Czechów oznacza więc Czapski europejskie promieniowanie Pragi i jest mostem nie tylko ku tradycji niemieckiej, lecz i francuskiej, i rosyjskiej, i polskiej, ta wielokulturowość bez hegemonicznych zapędów jest dziś dla nich ważna. Dla Niemców jest bardzo interesujący, bo jakby przywraca ich obecność w duchowej Europie i stanowi most nie tylko dla Polski, lecz i do Rosji, i do Francji – i te opcje nie są konfliktowe, lecz wzajemnie się wzmacniające. To samo dotyczy Rosji; autor wędrówek po nieludzkiej ziemi jest jednocześnie jednym z najważniejszych w naszym życiu orędownikiem Rosji europejskiej. Naprawdę, choć szumne słowa wywołały ironiczny jego uśmiech, ale trudno znaleźć lepszego patrona Europy, który by tak istniał dla tylu krajów między Atlantykiem a Uralem.
Wystawa Czapskiego, wystawa wielkiego a zapoznanego malarza, byłaby uznaniem tych wartości kulturalnych, które dzisiaj są szczególnie ważne. I byłaby, z polityczno-duchowego punktu widzenia, jakby zamknięciem trwającej pół wieku Wielkiej Schizmy w Europie. Przeciw ideologicznemu i politycznemu rozłamaniu na Wschód i Zachód protestowali tylko nieliczni – Czapski jest ich symbolem, jak i symbolem tej protestacji jest dom w Maisons-Laffitte, jak i symbolem udziału obu Panów w berlińskim kongresie w obronie wolności kultury. Teraz obrazy Czapskiego powinny pojechać do Berlina – i do Moskwy, i do Warszawy, i do Pragi, i do Paryża. To jest, powtarzam, rodzaj sprawiedliwości dziejowej. I jest to, podkreślam, w interesie wszystkich wysokich stron, czy grup. Dla mnie jest to oczywiste. I jest, że o taką wystawę trzeba wystąpić.
Jeszcze, jak mi się wydaje, jest czas, żeby taka wystawa otwarta została w Pradze 3 kwietnia 1996. Czego do tego potrzeba? Przede wszystkim woli organizacyjnej na najwyższym szczeblu. Znów powtarzam: układ jest niewiarygodnie sprzyjający. Polski Minister Spraw Zagranicznych lubi i ceni symbole, potrafi się nimi posługiwać. Zrozumie, że człowiek, który ma w swoim życiorysie Oświęcim i prace w komitecie pomocy Żydom byłby właściwą osobą, aby teraz podjąć myśl uczczenia (nie propagandowego) człowieka, który jest symbolem Katynia. Ktoś, kto ma w Austrii i zwłaszcza w Niemczech te stosunki, którymi dysponuje Władysław Bartoszewski, nie będzie miał trudu w pozyskaniu właściwych osób w Niemczech (i może w Austrii) dla tej wystawy. Gdy Warszawa, Praga, Berlin będą zapewnione, minister spraw zagranicznych zdoła przekonać Francuzów, że należy „dołączyć”. W Czechach ministrem kultury jest Pavel Tigrid. Trudno o lepszego orędownika takiej wystawy. Kazimierz Dejmek będzie mógł okazać swoją dobrą wolę organizując tę wystawę (bo ministerstwo kultury będzie musiało w tym uczestniczyć). Kto zdoła przekonać i pozyskać Rosjan, to już Dejmek i Bartoszewski będą wiedzieć.
Co jest potrzebne dla urzeczywistnienia tej wystawy? Wydaje mi się, że decyzja dwóch polskich ministrów z poparciem prezydenta i jego kancelarii. Jeżeli będzie decyzja i przyznane środki (te środki ni mogą być problemem, corocznie w każdym z tych krajów organizuje się dziesiątki wystaw, często bezsensownych, więc dla ważnej wystawy muszą się znaleźć fundusze), wówczas trzeba wyszukać dwie osoby. 1. Kogoś, kto nadzorowałby decyzje „polityczne” co do wystawy w różnych krajach; 2. Kogoś, kto zająłby się organizacją techniczną wystawy (rozmowy o wypożyczeniu obrazów, ubezpieczenia, transport, zapewnienie jakiegoś sekretariatu, przygotowanie techniczne katalogu, kontakty z prasą). Muszą to być specjaliści, ludzie zarazem sprawni, fachowi i oddani. Ministrowie mogliby mieć jakieś osoby na oku (choć nie jestem pewien). Wybór jest decydujący w powodzeniu imprezy. Na pierwszą osobę (bądź na jej doradcę) widziałbym może kogoś z Woźniakowskich. Drugą osobą musi być ktoś, kto umie organizować międzynarodowe wystawy i musiałby być pozytywnie nastawiony do Czapskiego (odpada moim zdaniem Ryszard Stanisławski, emerytowany dyrektor muzeum w Łodzi, który ma duże znajomości w zachodnim świecie muzealnym, lecz jego artystyczne preferencje stały zawsze w antypodach gustów Czapskiego; nie doceniał, w niewiarygodny sposób jego malarstwa i kiedyś i teraz; dał tego dowód współorganizując w 1983 wystawę w Beaubourgu, powtórzył to organizując w Bonn w 1984 wystawę Europa, Europa). Może Marek Rostworowski, nie wiem jednak, czy nie pamięta Czapskiemu krytycznej recenzji z wystawy Polaków portret własny zamieszczonej w Kulturze. Jestem przekonany, że przy dobrej woli takie dwie osoby się znajdą.
Zaznaczam dla jasności, że nie chciałbym i nie mógłbym nie tylko być żadną z tych osób, ale też uczestniczyć w żadnych pracach organizacyjnych. Mógłbym, gdyby była potrzeba, oraz gdyby zapewnione były środki finansowe i zaplecze organizacyjne, przyczynić się do dwóch rzeczy: mógłbym dokonać wyboru obrazów i rysunków na taką wystawę (jak pisałem, jest to proste, bo głównym źródłem byłoby Muzeum Narodowe w Warszawie i przede wszystkim zbiory szwajcarskie z wystawy w Vevey w 1990 i wystaw w Polsce w 1992) oraz mógłbym pomóc w napisaniu katalogu (napisaniu, nie w technicznej produkcji, nie w makietach, nie w tłumaczeniu).
Teraz konkluzja: uświadomiłem sobie, że wystawa taka jest realna i bardzo potrzebna. Trzeba wykorzystać szansę, choć oczywiście nie ma pewności, że próba się powiedzie. Trzeba jednak wykonać zasadniczy krok, jakim jest napisanie do osób, które miałyby podjąć „polityczne” i „strategiczne” decyzje. Jestem przekonany, że powinien napisać w tej sprawie Pan. Tylko Pana głos może naprawdę zmobilizować tych, od których zależy powodzenie całego pomysłu. Oto adresy:
Lech Wałęsa, Prezydent RP, Pałac Prezydencki, 00-071 Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 48/50.
Min. Andrzej Zakrzewski, Kancelaria Prezydenta RP, adres jak wyżej.
Kazimierz Dejmek, Minister Kultury i Sztuki, Ministerstwo Kultury i Sztuki, 00-071 Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 15/17.
Władysław Bartoszewski, Minister Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, 00-058 Warszawa, ul. Jana Christiana Szucha 23.
Pavel Tigrid, Minister Republiki Czeskiej, 118 11 Praha 1, Vajdstejnske namesti 4.
Jak Pan widzi, sprawa ta nie daje mi spokoju i zalewam Pana tasiemcowymi listami zamiast pracować nad zakończeniem książeczki o Czapskim, które muszę posłać do wydawnictwa przed moim wyjazdem do Warszawy w drugiej połowie lipca.
Łączę serdeczne ukłony
Wojciech Karpiński