ROMAN GRACZYK
Wacław A. Zbyszewski opublikował w drugim numerze „Kultury” tekst, który wyznaczył główną linię pisma Jerzego Giedroycia w kwestii stosunku do chrześcijaństwa i do Kościoła na następne z górą pół wieku. Artykuł Zbyszewskiego, zatytułowany „Polska a świat katolicki”, stał na stanowisku, że życie narodów kształtuje w pierwszym rzędzie religia. „Wyznaję pogląd – pisał – (…) że jedynymi rewolucjami ważkimi i trwałymi są rewolucje religijne. Wszelkie inne po upływie czasu okazują się powierzchowne, przemijające. Anglię ukształtowały 1000 lat katolicyzmu, Kościół narodowy t. j. anglikański, purytanizm, wreszcie rozbicie religijne. Rewolucja bolszewicka, choć ateistyczna, ma wszystkie cechy rewolucji religijnej. Natomiast obecna sowietyzacja Polski, póki nie sięgnie do wierzeń, będzie tylko epizodem w walce o władzę i mimo wszystko ani naszego charakteru narodowego, ani temperamentu ani zamiłowań zasadniczo nie zmieni”.
Zgodnie z tym założeniem Zbyszewski przypisywał zachodniemu chrześcijaństwu zasługę zakorzenienia w Polsce takich pojęć – nieznanych na chrześcijańskim Wschodzie – jak państwo niepatrymonialne, prawo, autonomia Kościoła, indywidualne sumienie, wolność jednostki. Zarazem – wywodził – bieg historii sprawił, że Polskę ominęły wielkie dysputy i wielkie herezje średniowiecza. Nasz katolicyzm dojrzał niemal wyłącznie pod wpływem kontrreformacji, a później utożsamił się z pojęciem narodu, stąd koncept Polaka-katolika. Nadto w starciu z Rosją i z prawosławiem polski katolicyzm skupił się nadmiernie na formie (liturgii), a poniechał pytań teologicznych.
Jest więc ów katolicyzm ostoją polskości i to raczej dzięki niemu Polska przetrwa najazd bolszewicki niż dzięki jakimś pomysłom politycznym (PSL). Ale „(…) jeżeli na dalszą metę katolicyzm ma się w naszym kraju odrodzić, a nie tylko uniknąć zagłady, jeśli pragniemy prawdziwego renesansu katolicyzmu - tak jak w XVII wieku, to musimy jasno rozumieć, że czeka nas wysiłek ogromny w chwili może mniej odległej niż się to zdaje”[1].
Te dwie myśli – o wadze katolicyzmu dla polskości i o słabościach jego polskiej odmiany – będą towarzyszyć publicystyce „Kultury” niezmiennie aż do śmierci w 2000 r. jej ojca założyciela i zamknięcia pisma.
W tej publicystyce godzi się wyróżnić sześć wielkich pytań. Pierwsze – pytanie o standardy polskiego życia publicznego i o ich respektowanie przez Kościół. Drugie – pytanie o tożsamość polską i tożsamość katolicką. Trzecie – pytanie o związek Kościoła z cywilizacją europejską. Czwarte – pytanie o historyczną i współczesną rolę papiestwa oraz – po 1979 r., o ocenę pontyfikatu Jana Pawła II. Piąte – pytanie o rolę Kościoła w obronie Polaków przed komunizmem.
Kościół wobec standardów życia publicznego
Jerzy Giedroyc był państwowcem, miał wielkie wyczucie formy w życiu państwowym i to w każdych warunkach geopolitycznych (w państwie przedwojennym, emigracyjnym, w instytucjach niepaństwowych emigracji, a w końcu w III RP). Chrześcijaństwo cenił, ale spoglądał nań nie jako wyznawca (nb. przez całe dorosłe życie był religijnie indyferentny), lecz jako ten, który troszczy się o Polskę i – w miarę możliwości – o stan państwa polskiego. Kościół oceniał więc przede wszystkim z perspektywy dobra Polski. Najpełniej te poglądy wyraziły się już w III RP, a znamy je z tekstów samego Giedroycia, który od 1994 r. publikował comiesięczne „Notatki Redaktora”. Wielokrotnie przestrzegał w nich przed nadmiernym (nieuprawnionym) wpływem Kościoła na życie publiczne, szczególnie irytowała go sytuacja w wojsku i rola biskupa polowego Leszka Sławoja Głódzia. Podkreślał uprzywilejowanie Kościoła pod względem finansowym i był mu przeciwny. Niepokoiła go wschodnia polityka Watykanu (także jeszcze za pontyfikatu Pawła VI). Najpierw dlatego, że obawiał się uzależnienia lokalnych Kościołów od dobrych stosunków Watykanu z Moskwą, potem (po 1989 r.) dlatego, że oceniał, iż zamysły misyjne Kościoła w byłych republikach sowieckich i w Rosji uderzą rykoszetem w interesy Polski. W końcu piętnował dążenie Kościoła polskiego do uzyskania uprzywilejowanej pozycji w wielu dziedzinach (pod tym względem niechętnie spoglądał na konkordat z 1993 r.), co nazywał dążeniem do ustanowienia państwa wyznaniowego.
Tożsamość polska i tożsamość katolicka
To pytanie prowadzi prostą drogą do konceptu Polaka-katolika. O ile jego obecność w polskiej tradycji była dla ludzi „Kultury” po prostu bezdyskusyjnym faktem, o tyle jego ciągłe utrzymywanie się w drugiej połowie XX wieku było dla nich intelektualnym wyzwaniem i moralną niewygodą. Polak-katolik to bowiem ktoś inny niż Polak, który jest zarazem katolikiem, to idea wykluczająca z polskości niekatolików. Reprezentatywny pod tym względem jest list Czesława Miłosza do Giedroycia pisany niedługo po otrzymaniu przez poetę literackiej Nagrody Nobla, a w nim słowa: „Naprawdę nie nadaję się do roli promotora polskiego nacjonalizmu, a na to się kroi, tym co piszą do mnie listy i zbierają moje autografy do głowy nie przychodzi, że ktoś może być czymś innym niż Polak-katolik. (…) Niewątpliwie musimy być w kontakcie i wymieniać zdania na ten temat, jeżeli to, co Ty reprezentujesz i co przez wiele lat reprezentowała »Kultura«, tę inną Polskę, nie ma być zaprzepaszczone”[2].
Niezgoda „Kultury” na pojmowanie polskości w wymiarach Polaka-katolika implikowała określone stanowisko w kwestii stosunku do mniejszości narodowych w Polsce i do sąsiednich narodów za naszą wschodnią granicą – to był prawdziwy konik Giedroycia – oraz do ekumenizmu.
Polska racja stanu – uważał niezmiennie naczelny „Kultury” – wymaga, by układać sobie w Polsce jak najbardziej przyjazne stosunki z Litwinami, Ukraińcami i Białorusinami po to, żeby po zaistnieniu dogodnej koniunktury geopolitycznej prowadzić politykę zagraniczną we współpracy z państwami sąsiedzkimi na Wschodzie, co najlepiej zagwarantuje nasze narodowe bezpieczeństwo. Zbyteczne dodawać, że realizacja tych celów nie była możliwa bez ich wsparcia przez hierarchię Kościoła katolickiego. W tych sprawach na łamach „Kultury” wyróżniło się m.in. pióro Dominika Morawskiego[3].
Echem tych wyborów politycznych było określone stanowisko w kwestii ekumenizmu: „Kultura” konsekwentnie opowiadała się za współpracą katolików z prawosławnymi oraz g rekokatolikami i w tym duchu starała się oddziaływać na politykę Watykanu. Tu szczególnie aktywny był Antoni Pospieszalski[4].
Cywilizacja chrześcijańska a sekularyzacja Zachodu
Wspomniany wyżej artykuł Zbyszewskiego z 1947 r. położył solidny fundament w zakresie stosunku „Kultury” do chrześcijaństwa jako do budulca europejskiej cywilizacji. Silną kontynuacją tego stanowiska w 1951 r. był artykuł pod wymownym tytułem „Zarys manifestu demokratycznego”, napisany przez o. Józefa Marię Bocheńskiego OP, ale – co wielokrotnie podkreślał Giedroyc – akceptowany przez całą redakcję „Kultury” jako jej manifest. Jest to tekst programowy, zasadniczo poświęcony umotywowaniu demokratycznych i antytotalitarnych przekonań tego środowiska. Przekonania te Bocheński wywodzi – inaczej niż modny wtedy na Zachodzie marksizm – z chrześcijaństwa[5].
Nie ma jednak sprzeczności pomiędzy uznaniem fundamentalnej roli chrześcijaństwa w cywilizacji europejskiej a akceptacją dla dokonujących się w Europie od kilku wieków procesów sekularyzacyjnych. Więcej, w ujęciu publicystów „Kultury” państwo świeckie może być właściwą podstawą instytucjonalną dla harmonijnego współżycia ludzi o różnych przekonaniach religijnych i światopoglądowych. Z tej pozycji „Kultura” analizowała linię doktrynalną i duszpasterską Kościoła Powszechnego – i tu wyróżniło się szczególnie (znowu) pióro Antoniego Pospieszalskiego.
Papiestwo w ogóle, pontyfikat Jana Pawła II w szczególności
„Kultura” pilnie śledziła to, co się dzieje w Kościele: losy kościelnych reformatorów (np. ks. Kunga czy ks. Drewermanna); strategie duszpasterskie (np. nowa ewangelizacja), stanowisko doktrynalne Kościoła (np. encykliki). Przez kilka dziesiątków lat większość tekstów publicystycznych na tematy religijno-kościelne pomieszczana była w rubryce pod wiele mówiącym tytułem: „O religii bez namaszczenia”. W istocie pisano na tych łamach o religii i Kościele inaczej niż w prasie katolickiej w kraju – bo otwarcie formułowano zdanie krytyczne, ale i inaczej niż w prasie laickiej w kraju – bo nie traktowano tu religii jako przeżytek epoki feudalnej ani Kościoła jako przeszkodę na drodze postępu. Pisano kompetentnie, dociekliwie i bez pro- czy antykościelnej maski.
„Kultura” zasadniczo znajdowała zrozumienie dla prób otwarcia chrześcijaństwa na wartości zsekularyzowanego świata zachodniego. Antoni Pospieszalski pisał wręcz, że sekularyzacja jest częściowo dowodem na zakorzenienie się etyki chrześcijańskiej w laickich społeczeństwach[6]. Dlatego też ze zrozumieniem wyrażała się o reformatorach Kościoła, jak i ruchach kontestacyjnych w rodzaju „Wir sind die Kirche”[7]. Mniej przychylny był jej stosunek do doktryny katolickiej, której zarzucano niedocenianie dobra obecnego w zsekularyzowanym świecie[8].
Szczególnie pontyfikat Jana Pawła II był oceniany krytycznie. Niezależnie od zasług Papieża w walce z komunizmem (o czym poniżej) „Kultura” uważała Karola Wojtyłę za konserwatystę nadmiernie przesiąkniętego nawykami polskiego biskupa zza żelaznej kurtyny, nierozumiejącego Zachodu[9].
Kościół jako zapora przed komunizmem
„Kultura” doceniała wkład Kościoła w walkę z komunizmem[10]. Ale doceniając go, zarazem zauważała, że hierarchia Kościoła w Polsce prowadzi niekiedy politykę ugodową – i krytykowała to: czy to w okresie „Solidarności”[11], czy po wprowadzeniu stanu wojennego[12]. Stosunkowo rzadziej drukowano na tych łamach opinie przychylne polityce Kościoła wobec komunizmu[13].
Z pewnością Jerzy Giedroyc traktował Kościół jako sojusznika w rozbrajaniu komunistycznej ideologii, a potem w destrukcji komunistycznego systemu. Tyle że widział pewne uwikłanie polskich hierarchów kościelnych w kontakty z dygnitarzami PRL-u, a niekiedy ich zbytnią zażyłość z nimi. Stąd wspomniany krytyczny ton.
***
Pozycja pisma z Maisons Laffitte w sprawach religii i Kościoła była z pewnością oryginalna. Różniła się od stanowiska prasy reżimowej, co oczywiste. Była też inna niż pozycja pism katolickich w kraju, gdyż pozwalała sobie na uczciwą krytykę. I była inna niż pozycja pism laickich w kraju po 1989 r. (już bez cenzury), ponieważ krytykując Kościół, nie prowadziła tym samym żadnych sporów zastępczych.
[1] Wacław A. Zbyszewski, Polska a świat katolicki, „Kultura” 2-3/1947.
[2] Jerzy Giedroyc, Czesław Miłosz. Listy 1973-2000, Czytelnik, Archiwum „Kultury” 12, opracował: Marek Kornat, list z 15 stycznia 1981, podkreślenie w tekście Miłosza, s. 305-308.
[3] Zob.: Dominik Morawski, Lux ex Oriente (Notatki z podróży na Ukrainę)?, „Kultura” 9/1992; tenże, Wojna w rodzinie katolickiej, zgrzyty polsko-ukraińskie, „Kultura”, 3/1994.
[4] Antoni Pospieszalski, Katolicy, prawosławni, unici i inni, „Kultura” 10/1990; tenże, Religijna zimna wojna, „Kultura” 11/1991.
[5] J.M. Bocheński OP, Zarys manifestu demokratycznego, „Kultura” 9/1951.
[6] Zob. Antoni Pospieszalski, Refleksje na czasie, „Kultura” 1-2/1990; tenże, Kilka myśli o przyszłości chrześcijaństwa, „Kultura” 4/1996.
[7] Np. Antoni Pospieszalski, Kościół żywy, „Kultura” 3/1996.
[8] Np. Bernhard Haering, Brak zaufania, który rani, „Kultura” 12/1993.
[9] Np. Antoni Pospieszalski, Bunt teologów, „Kultura” 5/1989.
[10] Zob. Redakcja, Zakończona próba, „Kultura” 5/1954.
[11] Zob. Redakcja, Polski sierpień, „Kultura”, 10/1980.
[12] Redakcja, Trudny i drażliwy problem, „Kultura” 3/1982; Redakcja, Obserwatorium, „Kultura” 3/1984; Redakcja, Dialog, „Kultura”, 5/1984.
[13] Zob. Jan Józef Lipski, O wizycie papieża, „Kultura” 9/1987.