Zdjęcie
Sygn.
© INSTYTUT LITERACKI

Powiązane postacie:

Wywiady i wypowiedzi - fragmenty


JERZY GIEDROYC


„Kultura” i Instytut Wydawniczy to nie jest żaden precedens. Żaden precedens. Nie można tego naśladować. „Kultura” jest bardzo specyficzną rzeczą, nie do powtórzenia. To jest rodzaj zakonu. Było cztery czy pięć osób, które właściwie poświęciły się temu. W pewnym to jest kontynuowanie tego, co robiliśmy w wojsku, gdzie żyło się pod namiotem. Właściwie pod tym namiotem ciągle żyjemy. Tu w Maisons-Laffitte się mieszka, gotuje, siedzi cały dzień nad tym wszystkim… Trzeba się temu całkowicie poświecić. Praktycznie rzecz biorąc to jest rezygnacja z życia osobistego.
Wiadomości (Sztokholm), styczeń-luty 1981, (przedruk „Res Publika” 1980, nr 7-8)

 

,

 

Czym jest dla Pana „Kultura”: pismem, wydawnictwem czy ośrodkiem politycznym?
J.G. - Raczej ośrodkiem politycznym.
„Tygodnik Mazowsze”, 8 października 1986

Obserwując emigrację rosyjską w Polsce jeszcze przed wojną, byłem przekonany, że formy organizacyjne na emigracji bardzo szybko się degenerują. Jedynym wyjściem jest słowo, słowo drukowane. Dla mnie pewnym wzorem był „Kołokoł” Hercena i dlatego postawiłem przede wszystkim na drukowanie.
„Rzeczpospolita”, 21-22 lipca 1990
Stefan Kisielewski:
- Jestem starym przyjacielem „Kultury”, współpracownikiem tego pisma. Dostrzegam absolutny przełom w jego dziejach. Mianowicie - pan miał w ręku bombę w postaci pisma, które wydawane w Paryżu nie podlegało polskiej cenzurze. Cokolwiek tutaj pisano, było wspaniałe i przyjmowane w Polsce z entuzjazmem. Najważniejsze było to, że pismo było głosem wolnej Polski. Teraz sytuacja się zmieniła - Polska staje się krajem demokratycznym, w którym można wszystko opublikować i wszystko powiedzieć. Teraz ludzie czytają pańskie pismo bardzo uważnie. Dam przykład z kwietniowego numeru „Kultury” gdzie Karol Modzelewski napisał, że w Polsce obowiązuje sztucznie zawyżony kurs dolara, czego konsekwencją jest przewaga eksportu nad importem. Natomiast w numerze majowym pan Robert Kaczmarek stwierdził coś zupełnie odmiennego. Oczywiście, z Paryża tej sprzeczności nie widać, ale w kraju czytelnik dochodzi do wniosku, że ma do czynienia z ludźmi niekompetentnymi, bo u nas jest to bardzo czytelne. Uważam, że po przełomie, jaki się w kraju dokonał, „Kultura” – jeśli oczywiście ma istnieć i odgrywać pewną rolę - powinna bardzo wyraźnie sformułować swój program. Czy to nastąpi czy też sądzi pan, że misja pisma, którym pan kieruje, dobiegła końca? Bardzo poważnie się nad tym zastanawiam, również ze względu na sentyment do niego.
Jerzy Giedroyc: Nie zgadzam się z tym, to właśnie pan źle odczytał artykuły Modzelewskiego i Kaczmarka. Nie znajduję w nich sprzeczności. Znaczenie „Kultury” jest nadal ogromne i będzie takie przez długie jeszcze lata, bo to jest ważny głos w sprawach kraju. Głos pochodzący od ludzi mieszkających w kraju i poza nim, doskonale znających Europę i rządzące nią mechanizmy. Moim zdaniem, mimo że Polska jest krajem innym niż dotychczas, powinien to być głos krytyczny.
Piotr Gajdziński: - Czy nie sądzi pan, że tradycyjna rola emigracji kończy się? Tradycyjna, czyli rola politycznej i moralnej wyroczni?
J.G. – Mam wrażenie, że emigracja, a przynajmniej ta jej część skupiona wokół „Kultury”, nigdy do takiej roli nie pretendowała.
P.G. – Ale Polacy tak ją odbierali?
J.G. – W takim razie byli w błędzie. Mnie przeraża co innego – niewykorzystanie możliwości polskiej emigracji. [..]
J.G. – Ja oraz ludzie związani z „Kulturą” popieramy dążenia niepodległościowe narodów wyzwalających się z dominacji Moskwy. I to nie tylko z sympatii, ale przede wszystkim dlatego, że wolność Ukrainy, Litwy i Białorusi leży w polskim interesie. Nie mówię przecież o powoływaniu federacji pod polskim patronatem, ale o wolnych państwach pełniących rolę bufora, który będzie chronił Polskę przed imperialistycznymi zapędami Moskwy.
„Wprost”, 23 czerwca 1991

„Kultura” krytykowała w przeszłości władzę PRL, teraz jak widać także władzę wolnej, demokratycznej Polski?!
Bo taka jest nasza rola i w tej sytuacji jaka się wytworzyła znaczenie „Kultury” jako pewnego głosu krytycznego i niezależnego jest wciąż bardzo aktualne.
Jakby pan określił swoją postawę polityczną?
W obecnym układzie sił politycznych w Polsce nie widzę dla siebie miejsca. Moje stanowisko jest centrowe.
„Gwiazda Polarna”, 28 września 1991 (przedruk „Panorama”, 28 lipca 1991) [Jest pan człowiekiem, który od pierwszych dni powojennych postawił sobie dwa cele: walkę z systemem komunistycznym i walkę o niepodległość Polski. Te dwa cele zostały zrealizowane. I mimo to jest pan pesymistą?] Proszę pana, cała moja rola polegała na rzucaniu grochem o ścianę. Robi się rozmaite piękne ukłony, czasami mam wrażenie, że jestem na własnym pogrzebie, jakieś dekoracje, wyrazy uznania, doktoraty honoris causa, itd., ale to się tylko do tego ogranicza. Natomiast nie widzę, żeby moje koncepcje, nie mówię, że one są słuszne, ale żeby były po prostu przedyskutowane. Nie, to nie istnieje. Dlatego, że w tej chwili w Polsce jest zasada, która dotyczy wszystkich, a w każdym razie elity rządzącej – wyraźna niechęć do wykorzystania emigracji, ludzi z emigracji. Mamy wielu wybitnych specjalistów do wykorzystania, których się nie wykorzystuje. „Polityka”, 19 października 1991 Moim zadaniem jest wykazywanie wszystkich braków z jednoczesnym pokazywaniem wszystkich propozycji zmian. (…) „Kultura” – to jest jedyna droga propagowania naszych poglądów. Stąd powstało wydanie krajowe „Kultury”, która na szczęście dobrze się rozwija. Czy odegra jakąś rolę, czy wyciśnie jakiś ślad na myśleniu polskiej inteligencji – trudno powiedzieć. Tymczasem ciągle się słyszy komplementy. Wszyscy mówią, że wychowali się na „Kulturze”, nawet prezydent Wałęsa kiedyś powiedział, że wychował się na „Kulturze”. Nie wiem w jaki sposób, bo przecież jak sam też twierdzi – w ogóle nie czyta… To jest tylko frazes. Zasypuje się nas komplementami, nie wyciągając żadnych wniosków nawet krytycznych w stosunku do postulatów, które wysuwamy. Nie twierdzę, że wszystkie nasze wnioski są słuszne. Nie. Ale powinna być jakaś dyskusja. Tej dyskusji zupełnie nie ma. Te rzeczy są przemilczane. [Uzależniał Pan tę decyzję od dalszego rozwoju wydarzeń w kraju…] Wielokrotnie podkreślałem, że warunkiem są dla mnie wolne wybory i uchwalenie konstytucji. W tej chwili nie jest to Polska, o którą walczyłem czy walczę. Zresztą wątpię, żebym chciał przenieść się do Polski na stałe. Pomijając mój wiek – przypuszczam, że rola „Kultury” w dużym stopniu łączy się z tym, że jesteśmy poza Polską. Mamy jakąś dobra perspektywę. Mówi się często, że łatwo jest krytykować, jeśli samemu nie tkwi się w rzeczywistości. Zarzucał mi to kiedyś Stefan Kisielewski. Powiedziałem mu, że jeśli ktoś siedzi w klatce z lwami, to jest to sytuacja bardzo niebezpieczna. Ale ten, kto jest poza klatką może w odpowiedniej chwili powiedzieć „Uważaj!”. Rady z zewnątrz mogą być cenne. [Jaka jest Pana zdaniem, przyczyna niewykorzystania w Polsce dorobku Maisons Laffitte?] Nie umiem powiedzieć. Myślę jednak, że w dużym stopniu polega to na bardzo niechętnym stosunku społeczeństwa, a zwłaszcza elit – nie tylko rządowych, także intelektualistów i inteligencji – do emigracji. „Spotkania”, 23 października 1991 Mówiąc o Polsce, o polskich sprawach stale Pan mówi – nam, nasze… Czyli – jest Pan stale jednym z nas? No, ja się przecież z tego narodu wywodzę, prawda? Czy pani myśli, że to mi przychodzi łatwo, ciągle patrzeć na te sprawy tak czarno? Te rzeczy mnie bolą, te rzeczy mnie interesują i walczę, żeby je w jakiś sposób zmienić. Program 5 PR, 16 listopada 1992 Ja to mówię od dawna i nie widzę obrażonych. Roli „Kultury” nie przeceniam. Jest ona zresztą przez establishment raczej przemilczana, choć znajduje sympatyczny oddźwięk wśród inteligencji. Nie pojadę w żadnym wypadku. Nie mam ochoty być wykorzystany w sensie politycznym przez kogokolwiek. Poza tym, siedząc tu, w Maison Laffitte i wydając „Kulturę”, mogę mieć większy wpływ na politykę niż w Warszawie – abstrahując od mojego wieku i zdrowia. [A nie ciągnie pana do Ojczyzny tak zwyczajnie, po ludzku, nie politycznie?] Dla mnie mała Polska, cząstka Ojczyzny jest tutaj. Ja żyję sprawami kraju. A spod Paryża łatwiej jest zachować dystans wobec sytuacji w kraju i być niezależnym. „Magazyn Tygodniowy”, 21 maja 1993 Lubi słowo „wykorzystywać”; często pojawia się w jego języku. Rozumie się samo przez się, że dla dobra Polski ludzi należy traktować instrumentalnie, czyli wykorzystywać. „Tygodnik Powszechny”, 4 lipca 1993, nr 27 [Któraś z polskich partii politycznych zwróciła się do pana o radę?] Nie. To, co pan mówi, miałoby oznaczać, że niemal 50 lat pracy „Kultury” idzie na marne, nie zostawia żadnych śladów? Nie chciałbym uderzać w ton skrajnego pesymizmu. Myślę, że pewne ślady to zostawić musi. Zostawi. Ale chyba w dalszej przyszłości. W tej chwili wokół „Kultury” atmosfera jest taka, jakby urządzono mój uroczysty pogrzeb. Zasypuje się mnie pochwałami – i co z tego? Co z tego, że moje wypowiedzi są chętnie drukowane? To ma niewątpliwie wpływ na pewne kręgi inteligencji, ale nie na ośrodki władzy, które mnie ignorują. Myślę więc, że – choćby teoretycznie – mogę być bardziej pożyteczny, zajmując pozycję obserwatora. Jak to robiłem do tej pory. „Wprost”, 1 sierpnia 1993, nr 31 Nasza rola w dalszym ciągu jest koniecznością, jest to rola jakiegoś sumienia. My nie jesteśmy związani z żadną grupą, nie mamy żadnych personalnych ambicji, dlatego staramy się rzeczywistość Polski oceniać obiektywnie i mówić prawdę. I to nadal jest potrzebne? To jest coraz potrzebniejsze. „Tygodnik Solidarność”, 13 marca 1992, nr 11 „Kultura” ma duży wpływ na polską inteligencję, ale jeśli chodzi o nasze oddziaływanie w sensie myślenia politycznego na obecny establishment w kraju, to z tym jest bardzo niedobrze. „Dziennik Polski” (Kraków), 10 lipca 1992 Nadal widzę swoją rolę w krytycznej analizie polskiej rzeczywistości. Tak, krytycznej, bo od chwalenia jest prasa krajowa. Tyle tam jest tego lukru, jakiegoś takiego samodurstwa i samozadowolenia. A fakt, ze wyostrzyliśmy spojrzenie, wynika z tego, że sytuacja stała się dramatyczna. Jak tak dalej pójdzie, Polska utraci wszystko, co zdobyła po 1989 roku i zaprzepaści swoje szanse. Chyba że przynajmniej część naszej elity politycznej opamięta się i po prostu zacznie myśleć. „Prawo i Życie”, 29 sierpnia 1992, nr 35 Całą naszą siłą jest to, że staramy się bardzo realistycznie mówić prawdę, jakakolwiek ona jest, nawet najbardziej nieprzyjemna. „S.T.ART” nr 4, rok 2 Naszą rolą jest krytyczne obserwowanie sytuacji w Polsce i dawanie rad w miarę naszych możliwości i kompetencji. To jest wszystko, co możemy zrobić teraz. „Trybuna”, 3-4 października 1992 Nasz wpływ wzmacnia po pierwsze polskie, krajowe wydanie „Kultury” i „Zeszytów Historycznych”, w dość dużych nakładach. Powrót do Polski wciągnąłby nas natychmiast w wir niekończących się intryg personalnych między poszczególnymi ugrupowaniami, tak że stracilibyśmy jasny obraz sytuacji. Z daleka ma się perspektywę, która pozwala obiektywnie ocenić zjawiska. Dlatego zachowujemy status emigrantów politycznych, chociaż uznaję legalność obecnego polskiego rządu, nawet jeśli oceniam jego politykę bardzo krytycznie. To jest jeden z powodów, dla których uważam powrót do Polski za niemożliwy. Poza tym jestem za stary aby włączyć się do czynnej polityki. Moją ambicją było, aby pisali u nas najlepsi politycy i najwybitniejsi polscy dziennikarzy. To, jak sądzę, mi się udało. Wypełniają oni właściwie obecną „Kulturę”. Trzeba też dodać, że emigracja bardzo się kurczy. Ludzie wymierają, a część wraca do Polski. Innym argumentem za naszym pozostaniem na Zachodzie jest fakt, że tutaj możemy wszystko powiedzieć. Polscy krajowi politycy z rozmaitych względów taktycznych nie mogą sobie na to pozwolić. U nas względy taktyczne nie odgrywają roli. Możemy nawiązywać najlepsze stosunki z Ukraińcami i Litwinami, czego Polska oficjalnie nie robi. Telewizja Niemiecka Hessischer Rundfunk, 13 września 1992

 

Pomiń sekcję linków społecznościowych Facebook Instagram Vimeo Powrót do sekcji linków społecznościowych
Powrót na początek strony