1948-04-24, Henryk Giedroyc - Jerzy Giedroyc
0245 – 0248
H.M. Giedroyć
25 Stanhope Gdns.
London S.W. 7
24.4.48
Kochany,
byłem naprawdę szalenie wzruszony Twoim telefonem. Naprawdę za bardzo się mną przejmujesz szczególnie że mam wrażenie że jak trochę popracuję to mi to najwyżej dobrze zrobi.
Jak już wiesz zacząłem pracę 22 bm. rano, oraz pracowałem cały dzień wczoraj. Czuję się doskonale i wracam do domu trochę zmęczony, ale jest to raczej zmęczenie nóg nie przyzwyczajonych do ciągłego stania.
Praca zaczyna się o godz. 8ej rano, ok. 10ej jest dziesięć minut przerwy i dają tea, za darmo i doskonałą. Potem przerwa 3 kwadranse o 13tej na lunch, w fabryce jest kantyna gdzie dostaje się zupełnie dobry obiad (lepszy niż u Layonsa) za 1 schyling’a, potem znowu przerwa 10 minut i tea ok. 15.30, no i koniec pracy o 17.45. Fabryka jest ogromna i b. nowoczesna. Mam swoją szafkę zamykaną na ubrania i dostaję biały fartuch i takiż czepek, tak że właściwie potrzebuję tylko własne spodnie. Fartuch mi zmieniają co tydzień.
Zawiozłem sobie i trzymam w szafce stare battle dressowe spodnie i wojskową koszulę i przebieram się całkowicie żeby nie niszczyć ubrania. W fabryce jest tak samo sklep w którym idąc do pracy rano mogę zamówić sporo rzeczy do jedzenia (przeważnie mięso w cieście) które wykupuję wychodząc po południu. Za pierwszy tydzień mi nie płacą i dopiero dostanę to jak będę odchodził z fabryki, tak że w przyszły piątek dostanę tylko za dwa dni tj. czwartek i piątek teraz przepracowane.
Pierwszy dzień miałem pracę dość lekką bo byłem przy maszynie która robi lody pakowane do małych tekturowych pudełek, wczoraj już pracowałem ciężej bo byłem przy maszynie która lody zamraża i podjeżdżają takie żelazne wózki z długimi żelaznymi tacami na których są lody ułożone i trzeba te tace zdjąć i włożyć w specjalne półki w maszynie. Myślałem że nie będę mógł rękami ruszać, ale okazuje się że nie miałem ani śladu zmęczenia mięśni rąk, tylko jak zwykle nogi trochę bolały od stania.
Muszę Ci powiedzieć że zdumiony jestem koleżeńskością anglików, nie ma ani śladu jakiejkolwiek niechęci czy złośliwości (jak to było w Polsce w stosunku do nowicjusza a tymbardziej inteligenta) wprost przeciwnie sami nie pytani i nie proszeni przychodzą, radzą, pokazują jak robić żeby było lżej itp. Tak samo nie ma tego żeby naciągali – każdy robi równo i jak się robi za długo to sam do ciebie przyjdzie i mówi żebyś szedł na papierosa. Tak samo starsi cz. foreman’s są bardzo uprzejmi.
Jak więc widzisz mój drogi moje pierwsze wrażenia są jak najlepsze. Nigdy się nie spodziewałem że tak będzie.
Dzwoniłem dziś do Prądzyńskiej w sprawie tych 10 Ł jeszcze nie mieli od Ciebie listu, obiecała załatwić jak najszybciej i przysłać mi pieniądze.
Całą sobotę miałem zaganianą jak cholera tak że zdążyłem wpaśc tylko do Peszkego i pocisnąć o Travel document – obiecał popchnąć. Straciłem prawie cały dzień na policji bo musiałem się zgłosić na Piccadilly po Identity Card a potem zameldować się w swojej lokalnej policji. Wszędzie naturalnie godzina czekania bo to sobota i wszyscy wszystko załatwiają.
Od Tani ani słowa. Do Zygmunta napisałem zaraz po przyjeździe do Londynu.
Kulturę dostałem dzisiaj – znowu Sławoj.
Zosi ucałowania, Zygmunta H. ściskam.
Ściskam Cię i całuję
Duda