Zdjęcie
Jerzy Giedroyc / Sygn. min000
© INSTYTUT LITERACKI

Wspaniałe Varitypery

ZUZANNA DZIEDZIC


We wrześniowym numerze „Kultury” w 1950 roku ukazał się kilkustronicowy artykuł Leona Furatyka Technika drukarska a przemysł książkowy. Choć wydawałoby się, że tekst będzie mówił o wpływach przemian technologicznych na przemysł wydawniczy, w istocie stanowił on pochwałę maszyny do pisania typu Varityper, od niedawna produkowanej przez amerykańską firmę Coxhead. Ta nowinka techniczna miała różne zalety, ale wyróżniała się przede wszystkim wysoką jakością druku, przypominającą tę, którą można było osiągnąć w profesjonalnych drukarniach offsetowych. Dla ludzi pióra w latach pięćdziesiątych lekki i prosty w obsłudze Varityper był prawdziwym marzeniem. Toteż Jerzy Stempowski (który krył się pod pseudonimem Leon Furatyk) już w czerwcu 1950 roku gorąco polecił Jerzemu Giedroyciowi zakup takiego urządzenia. Niestety maszyna kosztowała kilka tysięcy dolarów, przez co pozostawała poza zasięgiem możliwości finansowych redakcji.

Mimo niewielkich szans na powodzenie pomysłu, Giedroyc postanowił spróbować zdobyć Varityper. Sądził, że dzięki takiej maszynie mógłby kolportować różne materiały w krajach, które znalazły się za żelazną kurtyną, przede wszystkich w PRL, NRD i ZSRR. Uważał, że dostarczenie kilku takich maszyn do kraju stworzyłoby na nie duży popyt w wydawnictwach podziemnych. Pierwszym krokiem, który mogłaby wykonać firma Coxhead, by zyskać nowy rynek zbytu, byłoby ofiarowanie Instytutowi Literackiemu dwóch Varityperów w ramach reklamy. Pozostawało tylko znaleźć takich Amerykanów, którzy zdołaliby wesprzeć przedsięwzięcie. Giedroyc zwrócił się z pomysłem do kilkorga znajomych. W liście do Józefa Czapskiego pisał o pomyśle tak:

Może to wszystko jest głupie, ale bardzo się do tego zapaliłem i widziałbym w tym urealnienie naszej pracy w ogromnym stopniu. Już widzę Twoją broszurę o malarstwie, która byłaby odpowiedzią na szymel sowiecki. To jest nasza rola podziemna i na taką z rozkoszą idę.

Korespondenci uznali pomysł za świetny. Zdobycie maszyn okazało się jednak bardzo trudne. Nie udało się to Czapskiemu, który w czerwcu 1950 roku wyjechał w podróż do Ameryki. Również korespondencja ze Sławomirem Dziarczykowskim, ówczesnym przedstawicielem „Kultury” w USA, nie przyniosła efektów. Varitypery pozostały niedoścignionym marzeniem.