Filozof, filolog i publicysta. Przez wiele lat używał dwojga nazwisk: Matiasiak-Połomski. W latach 1954-1958 studiował polonistykę w Uniwersytecie Warszawskim, w tym samym czasie pracował jako dziennikarz w katowickiej „Trybunie Robotniczej” i w warszawskiej „Nowej Kulturze”. Aktywny w czasie Października’ 56 na Śląsku. Był jednym z pierwszych w historii „Kultury” publicystów z Polski (jeżeli nie pierwszym w ogóle), którzy zdecydowali się wysłać i opublikować w miesięczniku tekst podpisany imieniem i nazwiskiem.
Na łamach „Kultury" wystąpił raz, używając nazwiska Matiasiak. Nadesłał Redaktorowi reportaż „Newroza na Śląsku”, który został opublikowany w 1957 r., w numerze listopadowym (11/121). Mimo odwilży, wszystkie gazety, do których się wcześniej zwrócił, odmówiły mu druku. Autor zaproponował go też francuskiemu „L’Humanite” (centralny organ Francuskiej Partii Komunistycznej), który też tekst odrzucił. W liście do redakcji naszego portalu tak wspominał okoliczności, w jakich zdecydował się na przesłanie reportażu Jerzemu Giedroyciowi:
(…) Artykuł wymagał podania do publicznej wiadomości swej zawartości dla ratowania Śląska. Zawierał dane o zbiorowości ludzkiej górniczego Śląska. Doświadczenia jej były tragiczne. Zjazdy moje reporterskie na dół, wskazywały niezbicie, że praca w kopalni jest ponad siły. Zjazd odbywał się górnicza klatką, w prądach nieprzewietrzanego chodnika, trzeba było iść wiele kilometrów w kucki, zwijając się w kłębek, dłonie konwulsyjnie ściskały kilofy, mdlały ciała… Dalej wojskowe bataliony węglowe, masy więźniów prowadzone z psami, z milicją w czwórszeregu, praca po 12-14 godzin. Obserwacje tego nie mieściły się w głowie. (…) koszmar biologicznego wyniszczania klasy robotniczej (…) rodził brzemię nie do wytrzymania dla mojej podówczas dwudziestoletniej świadomości. (...) Zbiorowość śląska egzystowała bez uniwersytetu, teatr zamierał, pracy w urzędach brakowało współczynnika humanistycznego, dominowała jednostronność technicystyczna. Artykuł musiał być napisany przez napór presji wewnętrznej, nie mógł być niepodpisany imieniem i nazwiskiem, skoro krytykował po nazwisku czołową postać państwa gen. Piotra Jaroszewicza. Należałem do gorących zwolenników idei socjalizmu, powtarzałem z przejęciem dalekosiężne historiozoficzne postulaty: zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka, różnicy między pracą fizyczną i umysłową, między miastem, a wsią. Nie omieszkałem do Redaktora „Kultury” napisać, że tekst został do niej wysłany przy istnieniu zasadniczej różnicy poglądów. Odpowiedź listowna [Jerzego Giedroycia] na adres Domu Akademickiego UW była lakoniczna: - Nie sądzę, że różnice między nami są duże. Teraźniejszość nam nie odpowiada, powrotu do przeszłości nie chcemy, pozostaje szukanie nowych dróg. Wymaga to wyobraźni, konsekwencji i odwagi.
Po ukazaniu się „Newrozy na Śląsku” autor poddany był represjom policyjnym, zakazowi druku, zabroniono mu podjęcia studiów w Niemczech. Uratowanie możliwości życia zawdzięczałem wstawiennictwu wiceprzewodniczącego Rady Państwa PRL prof. Oskara Langego. W zbiorze wycinków prasowych kolekcjonowanych przez Jerzego Giedroycia, znaleźć można wiele wrogich autorowi ech prasy krajowej na opublikowany reportaż.
Po 1963 r. J. Matisiak skupił się na pracy filozoficznej u prof. Romana Ingardena. Do śmierci zajmował się ontologią i metafizyką systematyczną. Mieszkał w Krakowie.