KONRAD KRÓL
W liście do Jerzego Giedroycia z 21.01.1957 r. Marek Hłasko pisze o swojej następnej noweli pt. „Cmentarze”. Jej bohaterem jest uczciwy partyjniak, który według oficjalnej terminologii stalinizmu wyłamał się, czyli w swoich działaniach oddalił się od linii ideologicznej PZPR. Podobną ścieżkę przeszedł również rzeczywisty przyjaciel autora „Pięknych dwudziestoletnich”, Henryk Rozpędowski: dramaturg, dziennikarz i radiowiec.
Urodził się on w Tomaszowie Mazowieckim w 1923 r. Jak pisze w liście otwartym z 1990 r., w momencie wybuchu II wojny światowej, jeszcze jako 16-letni harcerz, włączył się w pomoc wojsku i walkę z najeźdźcą. Trafił do obozu jenieckiego w Brześciu, a po ucieczce stamtąd zaangażował się w podziemne organizacje wojskowe, m.in. w Związek Walki Zbrojnej i później w Armię Krajową. Jednak w wyniku zawirowań historycznych podczas pobytu w Stalowej Woli powołany został ostatecznie do Ludowego Wojska Polskiego, gdzie została mu przydzielona funkcja oficera polityczno-wychowawczego. Miał się jednak nie kryć ze swoją niechęcią do polityki, jednocześnie wykazując zamiłowanie do teatru. Na przełomie 1947 i 1948 w ramach wojskowego programu został wraz z innymi oficerami zapisany do partii komunistycznej, co rzucało cień na jego działania jeszcze przez długi czas. z drugiej strony, według relacji zdanej we wspomnianym liście otwartym, jego powiązania z podziemiem miały być znane władzy ludowej.
Jednakże Rozpędowski, mimo swojego wojskowego epizodu, pozostawał zwrócony w kierunku kultury słowa, chociaż mocno kontrolowanej przez aparat, którego pozostawał częścią. w latach 50. pełnił funkcję kierownika poznańskiego oddziału Polskiej Agencji Prasowej, a także sekretarza zarządu szczecińskiego oddziału Związku Literatów. Jego doświadczenie dziennikarskie sprawiło, że wiosną 1956 r., gdy na skutek starań Komitetu Wojewódzkiego PZPR i tamtejszego sekretarza ds. propagandy utworzono czasopismo „Ziemia i Morze”, otrzymał on nominację na sekretarza redakcji jako zaufany człowiek Partii, jak sam się określa w tekście nadesłanym do „Kultury” w 1957 r. Czasopismo to zorganizowały jednak osoby o różnych poglądach politycznych, należące do Związku Literatów. Pierwszą redaktor naczelną została bezpartyjna Maria Boniecka. Rozpędowski na łamach styczniowego wydania „Kultury” z 1958 r. stwierdza, że pomimo różnic w poglądach cała redakcja była jednak zjednoczona w swojej niechęci do oportunizmu.
W momencie powołania czasopisma Ziemie Odzyskane wraz ze Szczecinem wciąż były nie do końca zagospodarowaną rubieżą niedawno powstałej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Redakcji „Ziemi i Morza” stwarzało to pewne problemy organizacyjne, ale i dawało ogrom możliwości. Mnóstwo tematów wcześniej nieopisanych, zwłaszcza tych dotyczących morza i jego ponownego zagospodarowania. Wielość nieodkrytych do tej pory lokalnych twórców, czekających miesiącami na publikacje w Warszawie. Tygodnik nie był jednak zorientowany wyłącznie literacko, wszak dookreślano go jako społeczno-kulturalny.
Według relacji Rozpędowskiego, pierwszy numer czasopisma pojawił się zaledwie po trzech tygodniach pracy, zamiast po zakładanych paru miesiącach. Opublikowany 19.05.1956 r., otwarty został słowami: Od sześciu lat Ziemia Pomorska, ogromny pas wybrzeża od Szczecina po Gdańsk, pozbawiona była pisma społeczno-kulturalnego, mogącego stanowić ważny czynnik w rozwoju humanistycznej myśli, pisma nie tylko rejestrującego, ale i kształtującego rozwój wszelkich dziedzin kultury. Wynikło stad wiele zaniedbań. Redakcja wprost mówiła o pionierskim charakterze tygodnika, który miał pomóc w ożywieniu życia kulturalnego i odrodzeniu jakościowej myśli morskiej na Pomorzu. Na jego łamach publikowali literaci tak uznani jak Kazimiera Iłłakowiczówna, ale także i ci mniej znani, którym sprawy pomorskie były bliskie.
Od samego początku redakcja „Ziemi i Morza” nie unikała poruszania tematów mogących drażnić władzę ludową. Już w drugim numerze z 26.05.1956 r. pojawił się „List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki”, w którym Stanisław Telega nie omieszkał wytknąć absurdów między innymi programu szkolenia bibliotekarzy: Dowie się Pan z nich, że jedną z nieodzownych prac dla bibliotekarzy są „wycieczki do ZOO” w powiecie oraz „muzyka i aktualności”. Nie doszuka się Pan natomiast ze świecą w ręku w tym programie takich zagadnień szkoleniowych jak służba bibliograficzna, zagadnienie badań i analizy czytelnictwa, spraw katalogowania i klasyfikowania księgozbiorów, znajomości literatury polskiej, czy jakiegoś programu minimalnej wiedzy rolniczej. Podobnie nie uchylano się od opisywania kwestii złego traktowania rodzimej ludności Pomorza Zachodniego, którą nierzadko lokalni aparatczycy mylili z folksdojczami (pisze o tym chociażby Feliks Fornalczyk w artykule „Ziemia nieznana” w drugim numerze). w równym stopniu redakcja stawała w obronie Warmian, których dotykało podobne pogardliwe traktowanie.
Podobnie czasopismo odkrywało fatalne zarządzanie gospodarką morską za czasów stalinowskich. Chociażby w numerze 7 z 30.06.1956 r. Jan Legut opublikował artykuł pt. „«Rozpaprana» budowa (Na 5-lecie «wielkiej» bazy rybackiej w Świnoujściu)”. Wytykał w nim marnotrawstwo państwowych środków na nieprzemyślany projekt budowy hal i basenów, które okazały się dużo mniejsze niż w zapowiedziach. Podobnie budowa statków do tego planu była zorganizowana w sposób generujący głównie marnowanie materiałów w stoczniach. Bałtyk okazał się morzem zbyt małym do tak szeroko zakrojonego programu rybołówstwa i powinien uwzględniać budowę statków mogących wypływać na cieśniny duńskie, Atlantyk, a nawet strefy subarktyczne.
To oczywiście tylko przykłady licznej grupy artykułów, które publikowały dość śmiałe treści jak na ówczesną atmosferę polityczną. Pierwsze tąpnięcie w redakcji i mocna interwencja cenzury nadeszła po Poznańskim Czerwcu 1956 r. „Ziemia i Morze” dostało zakaz publikowania jakichkolwiek materiałów nadchodzących ze stolicy Wielkopolski pod groźbą zamknięcia tygodnika. Zablokowano też próbę druku wiersza Iłłakowiczówny „Rozstrzelano moje serce w Poznaniu”. w odpowiedzi na reakcję władz wobec wydarzeń czerwcowych szczecińskie czasopismo próbowało wydrukować w rocznicowym numerze z 22.07.1956 r. fragmenty „Manifestu Lipcowego”, a później „Manifestu Komunistycznego”. Chciano tym sposobem przypomnieć, co władza obiecywała ludziom. Cenzura zablokowała obie te próby, ostatecznie wydrukowany został wiersz „Robotnicy” Władysława Broniewskiego ze znamiennym passusem Pędź! – dziejów lokomotywo,/ sercami palimy w kotłach.
Redakcja „Ziemi i Morza” już wcześniej czytywała Giedroyciową „Kulturę”. Wzbudzała ona zainteresowanie i dyskusje, które popchnęły dziennikarzy do przedrukowania „Kartek z dziennika” Jana Lechonia (oczywiście skontrolowanych i okrojonych przez cenzurę). w czasie tym nawiązała się faktyczna współpraca szczecińskiego czasopisma z Maisons-Laffitte. w numerze 21, z 06.10.1956 r. pojawił się wpis redaktora naczelnego o następującej treści:
Redakcja „Kultury”
Paryż
Szanowni Panowie!
Z dużym zadowoleniem witamy inicjatywę Panów wyrażaną w liście z dnia 29 września 1956 r. w sprawie wymiany naszych czasopism. Bardzo chętnie czytać będziemy wydawnictwa książkowe „KULTURY” zgodnie propozycjami Panów.
Sądzimy, że ze Swej strony wskażecie Panowie. tytuły książek i albumów publikowanych w kraju, które przesyłalibyśmy Wam na zasadzie ekwiwalentu.
Jednocześnie uprzejmie komunikujemy. że w 21 numerze „ZIEMI i MORZA” rozpoczynamy druk wybranych „Fragmentów z dziennika” Witolda Gombrowicza według „KULTURY”.
Z zainteresowaniem przeczytaliśmy artykuł J. Mieroszewskiego pt. „Dialog” który, być może, stanie się podstawą do dyskusji o współpracy pomiędzy nami. Zdaniem naszego zespołu współpraca taka może przynieść obopólne korzyści.
REDAKTOR NACZELNY
(Maria Boniecka)
Listem z 01.09.1957 r., znajdującym się w archiwum w Maisons-Laffitte, to właśnie Maria Boniecka zainicjowała współpracę z Giedroyciową „Kulturą” (ale niewykluczone, że w tym czasie korespondował z nim i Rozpędowski). Mimo atmosfery odwilży w kraju, sytuacja po Poznańskim Czerwcu była napięta i tak jawne kontakty z działaczami emigracyjnymi nawiązywane przez redakcję, która już wcześniej wykazywała się pewną niepokornością, zwracały uwagę władz i cenzury. Ta jednak biła się w pierś za błędy przeszłości, wystosowując do redakcji dokument z przeprosinami za błędy czasów stalinizmu, który jednak nigdy nie został dopuszczony do publikacji (numer, w którym miał on zostać zawarty w ostatniej chwili wycofano z druku). Niemniej, na fali poczerwcowych zmian i, wydawałoby się, wędrówki ku liberalizacji systemu komunistycznego, od numeru 21 do 25 w „Ziemi i Morzu” pojawiały się kolejne fragmenty „Dziennika” Witolda Gombrowicza. Natomiast o ciągłych zmaganiach z cenzurą świadczy chociażby artykuł Wacława Skawy „O cenzurze”, który – pierwotnie mający się ukazać pod tytułem „Cenzura – zaprzeczenie praworządności” – spowodował pierwsze zawieszenie czasopisma, tym razem na dwa tygodnie. Wówczas, po interwencjach cenzorskich, artykuł Skawy zostaje jednak wydrukowany. Pismo dodatkowo naraziło się cyklem artykułów o interwencji radzieckiej na Węgrzech.
Mimo tych trudności, zapowiedziana współpraca między Szczecinem a Maisons-Laffitte zaowocowała w numerze 27 z 17.11.1956 r. Pojawił się tam przedruk tekstu „Dialog” Juliusza Mieroszewskiego z wrześniowego numeru „Kultury”. W numerze 28, z 24.11.1956 r., ukazała się odpowiedź Henryka Rozpędowskiego na tę publikację w postaci obszernego artykułu zatytułowanego „Dialog z emigracją”. Teksty te pojawiły się około miesiąca po wybraniu Władysława Gomułki na i sekretarza KC PZPR i obaj autorzy wyrażali swój kredyt zaufania dla nowego zarządcy, licząc na owocną współpracę na linii kraj-zagranica. Rozpędowski napisał: O statnie wydarzenia w kraju wytworzyły warunki, w których otwarta i jawna dyskusja z Zachodem przestała być herezją, Naszym zdaniem rozmowa z polskimi intelektualistami przebywającymi poza granicami kraju jest obecnie pilna koniecznością. w tym samym artykule Rozpędowski zaproponował model współpracy między „Ziemią i Morzem” a „Kulturą”, mający się opierać między innymi na przyjeździe delegacji z Maisons-Laffitte do Szczecina, wymianie materiałów publicystycznych i wzajemnym recenzowaniu swoich publikacji.
Pomimo nadziei związanych z Gomułką i przyznanych mu kredytów zaufania na realizację zapewnień o wolności prasy, cenzorski pas coraz silniej zaciskał się na „Ziemi i Morzu”. Jerzy Morawski na Krajowym Zjeździe Dziennikarzy atakował odchyleńców, cytując szczecińskie czasopismo. Redakcja stanęła przed realną groźbą zamknięcia tygodnika. w numerze 30 z 08.12.1956 r., opublikowała tekst „Naszym zdaniem”, w którym tłumaczyła się z publikowanych treści i zapewniała o swoim oddaniu socjalizmowi. Niemniej, zakończyła go słowami: Nie rezygnujemy z zamieszczania na łamach naszego pisma artykułów dyskusyjnych. w dalszym ciągu chcemy prowadzić wymianę poglądów na najbardziej ważkie i tzw. drażliwe sprawy. Nie zrezygnujemy jednak z polemiki, w której wykaże się jasno stanowisko naszego zespołu. Podpisał się pod nim cały zespół. Mimo wszystko, czasopismo ponownie zostało zawieszone na kilka tygodni, a po wznowieniu działalności redaktorem naczelnym przestała być Maria Boniecka, o czym pisze ona Jerzemu Giedroyciowi: Wreszcie, po męczących rozmowach i podróżach w niesłychanie nieprzyjemnych dla mnie okolicznościach usunięto mnie ze stanowiska naczelnego i wogóle [sic] z Redakcji. Zespół pozostał oczywiście i pismo o tej samej nazwie zacznie znów wychodzić. Utarczki z GUKPPiW odbiły się na jej zdrowiu, a jej korespondencja z Maisons-Laffitte była kontrolowana – nie docierały do niej egzemplarze miesięcznika ani wydawane publikacje. Jerzy Giedroyc był rozczarowany takim rozwojem sytuacji, gdyż liczył na owocną dalszą współpracę.
Nowym redaktorem naczelnym „Ziemi i Morza” został Kazimierz Błahij. Przed redakcją postawiono warunki, mające pozwolić czasopismu na utrzymanie się: więcej literatury, pomoc dla hierarchii partyjnej, więcej rzeczy pogodnych, trochę seksualnego negliżu, jak pisał w „Kulturze” Rozpędowski. Zespół tygodnika nie chciał się jednak poddać cenzorskim nakazom. w numerze 6(39) z 02.03.1957 r. sekretarz redakcji opublikował artykuł „Dialogu z emigracją ciąg dalszy…”, gdzie podjął dyskusję na temat warunków zwycięstwa demokracji i niepodległości wyłożonych przez „Kulturę”, mianowicie: a) wojska radzieckie powinny być wycofane z Europy wschodniej; b) granice na Odrze i Nysie winny być uznane przez mocarstwa zachodnie; c) Polska powinna otrzymać wydatną pomoc gospodarczą. Rozpędowski odważnie zgodził się z tymi punktami, zmieniając jednak ich priorytetowość (najdelikatniej, z oczywistych względów, obszedł się z punktem pierwszym). Jednak jego teksty miały być ograniczane przez cenzurę. Swój ostatni tekst, poświęcony współpracy z Polakami na emigracji, „Z emigracją nie drętwo”, opublikował w numerze 14(47) z 27.04.1957 r., gdzie poruszył perspektywy na powrót z zagranicy i zachęcał do podjęcia dyskusji w odpowiedzi na artykuł Floriana Miedzińskiego „Wspólna sprawa – wspólny język” z numeru 13(46) z 20.04.1957 r.
W tym momencie los „Ziemi i Morza” miał już być przesądzony. Redakcja otrzymała informację o likwidacji czasopisma z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia. Według relacji Rozpędowskiego dla „Kultury” podejmowano jeszcze próby ocalenia czasopisma, acz były one niechętne. Ostatni numer, 24/25(57/85) ukazał się 13.07.1957 r. o likwidacji czasopisma Jerzy Giedroyc dowiedział się z listu od Kazimierza Błahija, a w korespondencji z Boniecką z 20.07.1957 r. pisał o swoim zagubieniu w tej dość dynamicznej sytuacji. Z kolei w korespondencji z Błahijem likwidację tygodnika nazwał wprost głupotą albo szaleństwem.
Niewiele ponad miesiąc później, 30.08.1957 r. do Maisons-Laffitte napisał Rozpędowski; opowiedział, że po likwidacji „Ziemi i Morza” stał się osobą niemile widzianą i został wykluczony z kręgu osób mogących publikować, wobec czego, korzystając z żydowskiego pochodzenia swojej żony, wyemigrował do Izraela. Były sekretarz czasopisma prosił Giedroycia o pomoc w ustabilizowaniu jego sytuacji na obczyźnie. w dalszej korespondencji Rozpędowski otrzymał propozycję napisania artykułu o historii szczecińskiego tygodnika. Znacznie poszerzył informacje, które w notce zawartej we wrześniowym wydaniu „Kultury” z 1957 r. zawarł Londyńczyk. Artykuł „Życie i śmierć «Ziemi i Morza»” obszernie omówił zagadnienia związane z istnieniem czasopisma, zwłaszcza jego zmaganiami z cenzurą. Pojawił się on w styczniowym numerze „Kultury” z 1958 r.
Henryk Rozpędowski jeszcze przez wiele lat korespondował z Jerzym Giedroyciem. Redaktor okazał wsparcie sekretarzowi „Ziemi i Morza” w poszukiwaniu zatrudnienia i wyrwaniu się z Izraela, gdzie przebywać nie znosił. Ostatecznie Rozpędowski trafił do Monachium i zdobył pracę w Radiu Wolna Europa, a w swoich słuchowiskach często odwoływał się do „Kultury”. Urywana wymiana listów między nimi, w oparciu o zasoby Instytutu Literackiego, trwała aż do 1999 r., w której to Rozpędowski często przesyłał propozycje publikacji.
Sekretarz „Ziemi i Morza”, pierwszej cichej ofiary odwilży otwierającej serię likwidacji, jeszcze przez wiele lat mierzył się z piętnem partyjniaka, która nie ułatwiała mu znalezienia zatrudnienia i nastręczała przykrości. Nigdy jednak nie wypierał się swojej przynależności do partii komunistycznej, a redagując czasopismo, które odważnie, jak na swoje możliwości, stawało naprzeciw aparatowi władzy, udowodnił swoje wyłamanie się.
Artykuły w „Kulturze” poświęcone „Ziemi i Morzu”:
nr 9/119, 1957 (strony 98-99),