Jerzy Giedroyć. Agenda 1944


W 1944 Giedroyc pracuje nadal w Biurze Propagandy 2 Korpusu Polskiego, w dziale czasopism i wydawnictw wojskowych. Sprawuje nadzór redakcyjny: jego rola polega na doborze współpracowników, prowadzeniu z nimi dyskusji. W „Agendzie 1944” w swoim zwięzłym stylu odnotowuje niezliczone spotkania, zabiegi dotyczące druku i kolportażu, rozpisuje długie listy autorów tekstów, nowe pomysły.
Aż nagle zostaje od „Propagandy” odsunięty. Przeżywa wtedy ciężki okres. W „Agendzie” pojawiają się pesymistyczne, pełne goryczy wpisy. „Ludzie zapominają o mnie”. „A poza tym i przede wszystkim handra” [chandra - zgodnie z ówczesną pisownią]. Są i osobiste powody. „List zimny od Eve. Nie rozumiem. Handra” - notuje. „Myślę o Eve. Ciężko. Kawałek nowych projektów i pomysłów. Po djabła. Nic z tego nie wyjdzie”.
„Ciągle myślę o rzeczach które mnie nie powinny interesować” - zapisuje pod datą 23 listopada, kwitując kolejne, rodzące się na poczekaniu pomysły.
A jednak – wszystkie te projekty i zabiegi nie były „po nic”. W 1946 w Rzymie powstał Instytut Literacki, potem narodził się miesięcznik „Kultura”. Wiele osób, które przewinęło się na łamach wojennych gazet współredagowanych przez Giedroycia, stało się autorami tego wydawnictwa.
„Nic z tego nie wyjdzie”? Mimo wszystkich trudności – jednak wyszło.

Dorota Gut









©ILP