[HENRYK GIEDROYĆ]
Strony 40, 41


    Dnia 1 listopada, środa
Tak i zaczął się drugi miesiąc tułaczki. Ciekawe czy też Boże Narodzenie będziemy spędzać w Rumunji?
Głód w Warszawie. Przemówienie Halifaxa w Izbie Gmin.

    Dnia 2 XI, Dzień zaduszny
Rano byłem na Roma, gdzie otrzymałem wiadomości o zniszczeniu Warszawy – mniej więcej dokładne. Potem poszedłem na nabożeństwo do włoskiego kościoła. Nastroiło mnie to niezbyt przyjemnie. Nic dziwnego – Dzień Zaduszny, nie mam żadnych wiadomości o rodzicach i Zygmuncie, to wszystko nie nastraja wesoło. Miałem dzisiaj drugą lekcję francuskiego. Obrzydło mi już wszystko – chciałbym, żeby się wreszcie coś działo, żeby wreszcie można było czymś myśl zająć, a nie wciąż wspomnieniami. To jest najgorsze, pchają się do mózgownicy ciągle wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia. To można rzeczywiście sobie w łeb strzelić. Siedzę dziś w cukierni, patrzę na zegarek – przecież o tej porze, jak by nie było, niedawno, siedziałem z Zygmuntem u Lardellego – i płakać mi się chce i, co najchętniej bym zrobił, zalać się. Jurek od kilku dni chodzi, jakby go odciski bolały i tylko brzęczy – po prostu dobrego słowa nie powie. Całe szczęście, że jeszcze Tatiana jest w dobrym humorze. Dziwna rzecz, jak Tatiana jest bez humoru, to i ja chodzę jak
Następna