Zdjęcie
Gabinet Henryka Giedroycia. / Sygn. FIL05002
FOT. BOHDAN PACZOWSKI

Źródła doktryny ULB

MAREK ŻEBROWSKI


Jerzy Giedroyc w jednym z wywiadów powiedział: „Ja nie mam, mówiąc między nami, jakiegoś specjalnego sentymentu do Ukraińców czy do Ukrainy. To są rzeczy czysto wyrozumowane”. I choć z deklaracją, zawartą w pierwszej części tej wypowiedzi, można by dyskutować – uważać ją należy raczej za wskazówkę, by polityki nie budować na sentymentach – to druga jest jak najbardziej prawdziwa. Relacje Polski z jej wschodnimi sąsiadami były bowiem jednym z ważniejszych dla Giedroycia zagadnień przez całe jego długie życie.
Urodzony jako poddany cara Mikołaja II w Mińsku Litewskim (dzisiejszej stolicy Białorusi), rozpoczął Jerzy Giedroyc edukację w szkole Komitetu Polskiego w Moskwie w 1916 roku. Tam obserwował przebieg rewolucji lutowej, tam poznawał Rosjan i uczył się ich języka. Kiedy później, po przyjeździe do Warszawy, zdawał egzamin do gimnazjum, z rozpędu zaczął odpowiadać po rosyjsku. Na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie skończył prawo, chadzał też na poświęcone historii Ukrainy wykłady prof. Mirona Korduby. Został pierwszym redaktorem „Wschodu” – pisma, związanego z tzw. ruchem prometejskim, wspierającym niepodległościowe dążenia narodów, zniewolonych przez bolszewicką Rosję. Jednocześnie jego własne pismo – „Bunt Młodych”, przemianowany później na „Polityk” – choć piłsudczykowski, najbardziej krytyczny wobec sanacyjnych władz był właśnie, gdy szło o stosunek do mniejszości narodowych.
Po swej wojennej epopei, po okresie pracy w ambasadzie polskiej w Bukareszcie i służbie w armii generała Andersa, Jerzy Giedroyc nie wierzył w perspektywę szybkiego wybuchu kolejnej wojny. Za najsensowniejszy sposób walki uznał walkę o umysły, walkę słowem – postanowił stworzyć dom wydawniczy. Szybko najważniejszym zadaniem Instytutu Literackiego stało się wydawanie miesięcznika „Kultura”. Kwestia wschodnia zajmowała „Kulturę” od początku, a głównym jej wyrazicielem stał się Juliusz Mieroszewski, który z początkiem lat 50. wyrósł na głównego publicystę pisma. Na ile należy koncepcje polityczne „Kultury” przypisywać jemu, a na ile Giedroyciowi – na to pytanie niełatwo odpowiedzieć, proporcje trudno zważyć. Zachowana korespondencja świadczy o tym, że Redaktor nie tylko inspirował Mieroszewskiego, ale też, że nierzadko całe ustępy artykułów Mieroszewskiego były szczegółowo przez nich uzgadniane.
Formułowanie programu wschodniego – uznano w „Kulturze”, zgodnie z wcześniejszymi przekonaniami Jerzego Giedroycia – musi się zacząć od ukraińskiego „A”. Jednym z pierwszych istotnych tekstów, poruszających to zagadnienie, był – opatrzony uwagą, że „odpowiada poglądom zespołu” pisma – artykuł Józefa Łobodowskiego „Przeciw upiorom przeszłości” z 1952 roku. Polemizując z emigracyjnymi publicystami zarówno polskimi, jak i ukraińskimi, konstatował Łobodowski, że siedem lat emigracji z punktu widzenia dialogu między tymi narodami zostało zmarnowane: „Czas byłby najwyższy, aby Polacy zrozumieli, że Ukraińcy są odrębnym narodem – przekonywał. – Ukraińcom zaś wyszłoby na dobre, gdyby przeprowadzili chociaż częściową rewizję swych poglądów na dawną Rzeczpospolitą, a na międzywojenne dwudziestolecie spojrzeli także i od strony polskiej. (...) Mówił mi kiedyś młody ukraiński publicysta: Tak, my tu rozmawiamy przyjaźnie, czujemy się dobrze ze sobą, zgadzamy się w wielu sprawach, ale myślę, że za kilka lat spotkamy się na moście w Przemyślu i będziemy strzelać do siebie”.
Prawdziwą burzę wywołało w tym samym roku wydrukowanie przez Giedroycia listu Józefa Majewskiego, młodego kleryka z Pretorii, który postulował pogodzenie się z utratą Wilna i Lwowa na rzecz Litwinów i Ukraińców. Zawrzało na łamach prasy emigracyjnej, oburzeni czytelnicy zasypywali wręcz „Kulturę” protestami przeciwko publikowaniu takich opinii. Komentując te reakcje, Juliusz Mieroszewski podkreślał później na łamach pisma, że „Polska może odzyskać i utrzymać byt niepodległy tylko w ramach sfederalizowanej całej Europy”, także Europy Ukraińców i Białorusinów.
W ten sposób zaczęła się debata, której punktem kulminacyjnym była publikacja – niemal ćwierć wieku później, w 1974 roku – artykułu Juliusza Mieroszewskiego „Rosyjski »kompleks polski« i obszar ULB”.  – Ukraińcy, Litwini i Białorusini w dwudziestym wieku nie mogą być pionkami w historycznej grze polsko-rosyjskiej – pisał Mieroszewski. – (...) Musimy szukać kontaktów i porozumienia z Rosjanami gotowymi przyznać pełne prawo do samostanowienia Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom i, co również ważne, musimy sami zrezygnować raz i na zawsze z Wilna, Lwowa i z jakiejkolwiek polityki czy planów, które by zmierzały do ustanowienia w sprzyjającej koniunkturze naszej przewagi na Wschodzie kosztem cytowanych powyżej narodów. Tak Polacy, jak i Rosjanie muszą zrozumieć, że tylko nieimperialistyczna Rosja i nieimperialistyczna Polska miałyby szansę ułożenia i uporządkowania swych wzajemnych stosunków. Musimy zrozumieć, że każdy imperializm jest zły, zarówno polski, jak rosyjski – zarówno zrealizowany, jak i potencjalny, czekający na koniunkturę. Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom musi być przyznane w przyszłości pełne prawo do samostanowienia, bo tego wymaga polsko-rosyjska racja stanu. Tylko na tej drodze byłoby możliwe pogrzebanie katastrofalnego systemu »my albo oni«”.
Założenie to było fundamentem programu wschodniego „Kultury” i Jerzego Giedroycia, a jako „doktryna ULB” trwale zapisało się w dziejach polskiej myśli politycznej.

Marek Żebrowski

Pomiń sekcję linków społecznościowych Facebook Instagram Vimeo Powrót do sekcji linków społecznościowych
Powrót na początek strony