Zdjęcie
Jerzy Giedroyc / Sygn. min000
© INSTYTUT LITERACKI

Czarujące umarlaki


ZUZANNA DZIEDZIC


W lipcu 1965 roku Giedroyc zwraca się z osobliwą prośbą do przebywającej wówczas w Meksyku Alicji Iwańskiej. Redaktor pisze: zobaczyłem u Leonor Fini takie śmieszne statuetki: meksykańskie kościotrupy w różnych pozach z instrumentami muzycznymi etc. Bardzo mnie to zachwyciło, bo (wstyd się przyznać) ciągle jeszcze mam młodzieńcze tęsknoty…

Przez kilka kolejnych miesięcy, na marginesie wymiany myśli dotyczących powstającego wtedy Świata przetłumaczonego Iwańskiej (opublikowanego w Bibliotece Kultury trzy lata później), toczy się ożywiona dyskusja dotycząca owych ślicznych umarlaków.

Już w miesiąc po wysłaniu listu przez Giedroycia Iwańskiej udaje się odnaleźć upragnione figurki, mimo że w sierpniu nie było to zadaniem łatwym – produkowano je bowiem głównie z okazji Zaduszek. A i Redaktor był klientem wymagającym: wyraźnie podkreślał, iż zależy mu, aby były to wyroby prawdziwe, rzemieślnicze, nie zaś masowe pamiątki dla turystów. Iwańska opisuje: Umarlaki są takie: jeden gra na harmonii, drugi gra na trąbie, a trzeci, najważniejszy, to kościotrup znietoperzałego diabła bawiący się z dwoma maleńkimi kościotrupami: jednym ludzkim, a drugim kocim. O czym więcej można marzyć?
Do paczki z przesyłką dołącza, jak pisze, dla równowagi, dwa aniołki ze słomy dla Henryka Giedroycia oraz diabełki dla Hertzów. Pozostaje jednak kwestia dostarczenia meksykańskich rękodzieł do domu przy Maisons-Laffitte. Zadania tego podejmuje się kuzynka Iwańskiej, Marynka Rohosińska-Kisielewicz. Ostatecznie ich odbiór Giedroyc potwierdza w liście z września 1965 roku.

Obecnie znajdują się w pokoju Zygmunta Hertza.

Zuzanna Dziedzic

Magdalena Strąk

Pomiń sekcję linków społecznościowych Facebook Instagram Vimeo Powrót do sekcji linków społecznościowych
Powrót na początek strony