Pogrzeb Jerzego Giedroycia odbył się 21 września 2000 roku. W kościele w Le Mesnil-le-Roi mszę żałobną odprawił przełożony Pallotynów, ksiądz Henryk Hoser. Wygłoszona przez niego homilia opublikowana została w ostatnim numerze "Kultury". Wcześniej ciało Redaktora wystawiono w otwartej trumnie w siedzibie Kultury, w Maisons-Laffitte. Zgodnie z wolą Jerzego Giedroycia, uroczystości odbywały się w obecności rodziny i przyjaciół.
„Człowiek prywatny z powołania i upodobań”. „Zważywszy na jego talent obcowania z ludźmi, znajomość języków, energię, pracowitość, powiodłoby mu się wszędzie, za co by się wziął. Ale zrobił inwestycję uczuciową” – wspominał zmarłego Zygmunta Hertza Czesław Miłosz (Kultura, marzec 1980).
„Inwestycją uczuciową”, o której pisał Miłosz, była miłość do żony, Zofii Hertz i związane z tym podporządkowanie życiowych planów projektowi pod nazwą „Kultura”. Zamiast robić karierę w biznesie (z czym – jak zaznacza w zamieszczonym tu wywiadzie także Jerzy Giedroyc – nie miałby kłopotów), pomagał w tworzeniu i funkcjonowaniu wydawnictwa, wiodąc emigrancki żywot – czy to w pierwszej siedzibie przy avenue Corneille, czy to w willi przy avenue de Poissy 91. Archiwalne zdjęcia pochodzą z obu tych miejsc – Zygmunt Hertz występuje na nich w towarzystwie przyjaciół z „Kultury”, w trakcie rozmów i biesiad przy stole, w domu wypełnionym książkami i w otaczającym go ogrodzie.
„Mam dość tej całej kolebki kultury i obozów koncentracyjnych, zwanej Europą, mam dość poszukiwania absolutu – ja chcę żyć, po prostu żyć” – pisał Andrzej Bobkowski w „Szkicach piórkiem" (zapis z 18 marca 1942). „Europejczyk, który nie chce być wolnym, przestaje być Europejczykiem, Aby nim pozostać, musiałem wyjechać” – tłumaczył swą decyzję o opuszczeniu Starego Kontynentu w 1949 roku (Na tyłach, Kultura 16/17, 1949).
W poszukiwaniu wolności zapuścił się aż do Gwatemali. Jak sam przyznawał, była to eskapada obarczona ryzykiem. „Boję się. Nie mam żadnego fachu. Umiem wprawdzie odróżnić pilnik do żelaza od pilnika do paznokci (w czym różnię się od pisarzy „realistycznych” i marksistowskich Polski współczesnej), ale to jeszcze za mało. Skoczyłem do głębokiej wody, nie umiejąc należycie pływać” – wyznawał. Ale był zachwycony poczuciem wolności: „Jestem nareszcie wolny, tak wolny, iż mogę nawet swobodnie umrzeć z głodu. Pozwolą mi. I to jest to najwspanialsze uczucie. Intensywnością tego radosnego poczucia i zarazem jego niedorzecznością mierzę stopień przerażającego już «zesklawizowania się» człowieka dzisiejszej Europy. (Na tyłach, Kultura 16/17, 1949)
W Gwatemali znalazł sobie niszę: modelarstwo. Na jednym ze zdjęć widać jego sklep szczelnie wypełniony modelami samolotów. Na innych: jego gwatemalski dom, inne jeszcze zrobione zostały przez Henryka Giedroycia podczas wizyty Bobkowskiego w Maisons-Laffitte.
Pogrzeb Jerzego Giedroycia odbył się 21 września 2000 roku. W kościele w Le Mesnil-le-Roi mszę żałobną odprawił przełożony Pallotynów, ksiądz Henryk Hoser. Wygłoszona przez niego homilia opublikowana została w ostatnim numerze "Kultury". Wcześniej ciało Redaktora wystawiono w otwartej trumnie w siedzibie Kultury, w Maisons-Laffitte. Zgodnie z wolą Jerzego Giedroycia, uroczystości odbywały się w obecności rodziny i przyjaciół.
„Ja uważałem się za piłsudczyka, za marginesowego piłsudczyka” - wspominał Jerzy Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce”, opisując swoją przedwojenną karierę. W zamieszczonym tu nagraniu (audycji Polskiego Radia) tłumaczy, dlaczego Józef Piłsudski był dla niego autorytetem. Mówi, że cenił go za duży realizm, i za to, że potrafił brał na siebie odpowiedzialność („co jest bardzo rzadką cechą wśród Polaków” - dodawał). Mawiał też, że "wielkość Piłsudskiego polegała na tym, że on się nie bał tego społeczeństwa".
Koncepcje Marszałka były tematem artykułów publikowanych na łamach „Kultury”, by wspomnieć tylko np.: „Niezrealizowane plany Piłsudskiego” Stanisława Swianiewicza czy „Józef Piłsudski i Charles de Gaulle” Hansa Roosa (Kultura, nr 5 z 1960 roku ).
„Miałem dwóch braci: Zygmunta i Henryka. Zygmunt, młodszy ode mnie o trzy lata, trzymał się na dystans: miał zupełnie inne niż ja zainteresowania i był bardzo zamknięty w sobie. Bardzo bliskie stosunki łączyły mnie natomiast z Henrykiem, którego z uwagi na różnicę wieku między nami – szesnaście lat – traktowałem bardziej jak syna, niż jak brata” – opowiadał Jerzy Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce”.
„Miałem starszego brata niesłychanej dobroci, który się mną zajmował” – tak Henryk Giedroyc opowiada o tym w jednym z zamieszczonych tu nagrań. Pan Henryk, od najmłodszych lat przez bliskich zwany Dudkiem, wspomina swoje dzieciństwo, okres wojny i powojenne lata, kiedy po krótkim pobycie w Anglii związał swój los z „Kulturą”, dołączając do zespołu z Maisons-Laffitte. Po śmierci Jerzego Giedroycia to właśnie on – z woli Redaktora – kierował Instytutem Literackim, najpierw wraz z Zofią Hertz, a później sam.
Tutaj znaleźć można wspomnienie Marka Żebrowskiego o Panu Henryku, a tu – jego własne zapiski z wojennego Bukaresztu, w którym zdawał maturę.
„W strasznych latach jeżowszczyzny, przez siedemnaście miesięcy wystawałam w kolejkach przed leningradzkimi więzieniami. Któregoś dnia ktoś mnie rozpoznał. Wówczas stojąca obok mnie kobieta z błękitnymi wargami, która, naturalnie, nigdy nie słyszała mego nazwiska, ocknęła się z właściwego nam wszystkim odrętwienia i spytała mnie na ucho (wszyscy w tych kolejkach mówili szeptem): - Potraficie to wszystko opisać? Odpowiedziałam: - Potrafię. Wtedy coś jakby uśmiech przewinęło się po tym miejscu, które niegdyś było jej twarzą” - te skreślone „Zamiast przedmowy” słowa Anny Achmatowej były wstępem do publikowanego przez „Kulturę” poematu poetki, „Requiem” (w numerze 6 z 1964 roku ).
Osobiste relacje z Achmatową miał Józef Czapski - zetknęli się w czerwcu 1942 roku w Taszkiencie.
Agnieszka Osiecka przyjechała do Maisons-Laffitte w 1957 roku, na prośbę Marka Hłaski – przywiozła maszynopis jego „Cmentarzy”. Po latach wspominała w filmie dokumentalnym „Tratwa Kultury”: „Kiedy państwo Hertzowie opowiadali mi o czasie spędzonym na zesłaniu, o tym jak piłowali drzewo, nie wiedziałam, o czym mówią. Byłam chyba najgłupszą dziewczyną na świecie.
Ta wizyta odegrała ważną rolę w moim życiu. Pan Jerzy wydał mi się wtedy i wydaje do dziś mędrcem, geniuszem politycznym, człowiekiem przewidującym przyszłość jak najgenialniejsza wróżka”.
Jeden ze swoich wierszy Osiecka poświęciła Jerzemu Giedroyciowi – został on opublikowany w ostatnim numerze „Kultury”.
„Przychodził do mojej kuchni na Bielanach, siadał na taborecie, jadł jugosłowiańskie sardynki i opowiadał co napisze. Nigdy mu nie ufałem, że zapamięta, ale potem, w druku, było tak jak mówił, albo i lepiej” - pisał na łamach „Kultury” Leopold Tyrmand, wspominając zmarłego właśnie Marka Hłaskę (Kultura, nr 9 z 1969 roku).
Hłasko w 1958 roku przyjechał na zaproszenie Instytutu Literackiego do Paryża i Maisons-Laffitte. Jego pobyt dokumentują niektóre z zamieszczonych tu zdjęć (w ogrodzie, z psem i kotem na trawie, przy rzeźbie). Jerzy Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce wspominał: „bliższe związki miał z nim Zygmunt [Hertz], gdyż ja zupełnie nie nadawałem się do roli „postillon d’amour” między nim a Sonią: „Powiedz tej gestapówce, że ją kocham”. Kiedyś przyjechał do niego wieczorem jego przyjaciel, reżyser filmowy nazwiskiem bodaj Goldberg, niski i szczupły. Zamknęli się u Hłaski w pokoju i pili całą noc. Rano widziałem, jak Hłasko wynosił go pod pachą, jak pakunek, do samochodu”.